PRACE NAGRODZONE W KONKURSIE
Szlakiem królewskim kiedyś jeździły karety-
teraz wiekowy „Walduś” niestety.
Wiktor Miciuła
Klasa III
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Wiersz wam teraz prezentuję Ludzie tutaj są weseli
dla Ostrowa Lubelskiego. humor wszystkim dopisuje.
Choć rysunków nie rysuję Mi znajomi powiedzieli,
tego miasta malutkiego, że to miejsce im pasuje.
to urzekła mnie ta ziemia,
w której król kiedyś zagościł.
Choć basenu tutaj nie ma Oliwia Wietrzyk, kl.I a
ani innych przyjemności, SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
to kościółek stoi cudny
i jeziorko duże jest,
park też latem nie jest nudny
i w ogóle jest the best.
Bo Ostrów Lubelski
to ładne miasteczko.
Tu wskoczysz w jezioro,
odpoczniesz nad rzeczką.
Powietrze czyściutkie,
łąk wielu uroda.
A w zimie na sankach
najlepsza przygoda.
I lasy zielone,
i kwiaty, i słońce.
Dziś mam dla Ostrowa Krzysztof Wysok, kl. Ia
serduszko gorące! SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Ostrów, Ostrów to mała dzielnica, za to piękna okolica.
Jeziora, łąki, lasy i latem już masz zapewnione wczasy.
W lasach znajdziesz grzybów bez liku -muchomorów i borowików.
Jak się znudzi grzybobranie, zapraszamy na wędkowanie.
Smaczne karpie, sumy i okonie złowisz w jeziorze lub Biedronie.
Pyszne lody u Korzana, jakby je zrobiła mama.
Tu w Ostrowie co czwartek wielki targ się odbywa,
na który tłumnie wielu ludzi przybywa.
Bo w tej okolicy jedni chętnie się targują, kupują,
a inni tylko spacerują.
Nie brakuje tu sklepów, sklepików, aptek, masarni,
piekarni a nawet „pierożkarni”.
Nasza sąsiadka Ania właśnie z tego słynie,
że sprzedaje najlepsze pierogi w całej gminie.
W parku atrakcji też jest bez liku,
można się tu na karuzeli pouczyć do sprawdzianu przed matematyką.
Później na rower szybko wskoczymy i Bobrówkę odwiedzimy.
Jak się komuś krzywda stanie, pani doktor przyjedzie na zawołanie.
I tak nam tu słodko życie płynie, w Ostrowie, naszej malutkiej gminie.
Więc Panowie i Panie, odwiedźcie Ostrów, bo jest piękny niesłychanie.
Kacper Gradowski , kl. V
SP im. ks. Jana Twardowskiego
w Kaznowie
O królu Zygmuncie
Król Zygmunt Stary
wobec Ostrowa dobre miał zamiary.
Dokonał wielkiego kroku
i prawa miejskie nadał w 1548 roku.
Na Litwę jeździł Traktem Królewskim
i często gościł w Ostrowie Lubelskim.
Tu dobrzy mieszkańcy gościnę mu wyprawiali,
gęsiną, kaszą i miodem go częstowali.
Potem dobrze najedzony,
jechał do Wilna zadowolony.
Miło wspominał te piękne okolice,
myślał o tym, by przenieść tu stolicę.
Król w sobotę w Ostrowie targ ustanawia
i na wójta wyznacza Grzymałę Wacława.
Miasto wtedy duży rozkwit przeżywało,
wielu kupców, handlarzy na jarmark przyjeżdżało.
Ludzie zagrody, kościoły i szkoły budowali,
aby przybysze chętnie tu się osiadali.
Ostrów wówczas świetnością słynie,
niech pamięć o tym nigdy nie zginie.
W 470 rocznicę wydarzenia te wspominamy,
bo naszą Małą Ojczyznę bardzo kochamy.
Dziękując Królowi za ten dar wspaniały,
wdzięczny jest do dzisiaj Ostrów cały. Oliwia Szczepańska,kl. IV b
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Moja ulica
Moja ulica piękną nazwę nosi,
Króla Zygmunta Starego sławę głosi.
Król z Krakowa na Litwę tędy podróżował,
a Ostrów swym pięknem go oczarował.
Rzeka Tyśmienica wzdłuż niej się cicho wije
i od 470 lat dumnie głosi Ostrowa imię.
Zabytkowy kościół wita pięknie gości,
którzy na ulicy Króla Zygmunta chcieliby zagościć.
Na małej wysepce kapliczka czerwona dostojnie się prezentuje
i każdemu przechodniowi drogę do Kolechowic wskazuje.
Tutaj życie wolno i spokojnie mija,
na małych przytulnych podwórkach rodzinom szczęście sprzyja.
A kończy się gdzieś daleko... wśród pól i łąk zielonych,
gdzie tylko wierne echo woła rolników strudzonych.
Alicja Wolska
kl. IV b
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Niech w pamięci ich serc...
Ostrów to wyspa zielona, bagnista,
Otoczona łąkami i bardzo lesista.
Miasto od wieków z tego słynie,
Że na Łęczyńskiej leży Krainie.
Choć w świecie wielkim niezbyt dobrze znana,
Jak każda, ma swego burmistrza i plebana.
Proboszcz Orłowski zadowolony,
Bo remont kościoła barokowego prawie zakończony.
Miasteczko to niewielkie, lecz bardzo urokliwe.
Chłopcy tu i panny jak z obrazka urodziwe.
Ludzie tu dobrzy mieszkają,
A Trakt Jagielloński po sąsiedzku mają.
Tu Zygmunt I Stary z królewską świtą,
Do odległego Wilna śpieszył z wizytą.
Przez Ostrów Lubelski płynie Tyśmienica rzeka,
Jej piękno cieszy każdego człowieka.
Można się też zachwycić piękną Bobrówką,
Spacerując po lesie, nie tylko ze sprytną mrówką.
Ostrowska Ziemia każdego dnia opowiada
Historię walki o wolność z dziada pradziada.
Tu wielu ludzi życie straciło,
By się nam teraz dobrze i spokojnie żyło.
Jak odwdzięczyć się nam w tych czasach przyjdzie,
By zadośćuczynić ich cierpieniu i ogromnej krzywdzie?
Piękna i bogata to kraina, Panowie i Panie...
Komu mieszkać tu przyjdzie,
Niech w pamięci serca historia Ostrowa Lubelskiego zostanie.
Zuzanna Antoniuk
kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II
w Ostrowie Lub.
Ostrowski piątek
A w Ostrowie w dzień słoneczny,
ten piątkowy,
włącza nam się tryb ławeczkowy.
Czy to w parku, na orliku
przyjemności jest bez liku.
Dzień jak co dzień, dzień zwyczajny
w Ostrowie jest dniem niebanalnym.
Tutaj las się z nami śmieje,
kogut z rana już nie pieje,
inne ptaki za to kwilą,
upajając się tą chwilą. Nikodem Frelich
Drozdy, wróble, kowaliki kl. II a gimnazjalna
Zasilają uliczne szyki. SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Urzekła mnie Ostrowska Ziemia
Ostrowskie lasy, łąki i jeziora,
ta Ziemia mnie właśnie urzekła.
Tu moje miejsce urodzenia,
nigdy bym stąd nie uciekła.
Poranne rosy nad Tyśmienicą
w dni wakacyjne stopy me moczą.
Witam sąsiadów promiennym uśmiechem,
wszyscy się tutaj cudownie jednoczą.
Festyny rodzinne to tradycja nasza,
każdy od siebie coś tutaj daje.
Uczciwi, mili są i życzliwi,
to ostrowiaków najlepsze zwyczaje!
Na Pojezierzu nas znajdziesz, bracie,
darmo ci szukać Ostrowa nad Wisłą.
Mamy tu jezior wiele przejrzystych,
a i mnie samej mieszkać tu przyszło.
Jest tutaj wszystko to, czego szukasz.
Zachwyca ziemi urodzaj bujny.
Kościół barokowy, szkoły i sklepy
tworzą z naturą ten obraz spójny.
Dlatego dzisiaj wiersz o niej piszę.
Ostrowska Ziemia to miejsce moje.
Przyjedź, podziwiaj i się zakochaj,
a może wkrótce będzie też twoje. Amelia Stefaniuk
kl. III a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
MIEJSCE Z BAŚNI
Moje małe miasteczko gminne,
Ktoś powie: „Przecież jak każde inne”
Nie! To jest moje miejsce na ziemi!
Wyspa dzieciństwa, magicznej przestrzeni.
Tu tworzę siebie i wielkie marzenia,
buduję swój świat, punkt odniesienia.
Zielone łąki, szum wiatru w lesie,
słowika trele, klekot bociani,
sosnowy zapach w sierpniu się niesie,
a zimą słychać dzwonki u sani.
.
Każde wspomnienie w sercu się schowa,
ogrzeje myśli, przyszłość rozjaśni,
zawsze powracam tu, do Ostrowa,
mojego portu, miejsca jak z baśni.
Jakub Wołnysz
kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Legenda o Ostrowie
Dawno, dawno temu żył sobie potężny król Zygmunt Stary. Był on znany i szanowany nie tylko w Polsce, ale i w sąsiednich państwach. Pewnego dnia, gdy wybrał się w podróż szlakiem królewskim (z Krakowa przez Lublin aż do Wilna) mijał po drodze wieś bez nazwy.
Wioska, niegdyś gęsto zaludniona, zaczęła tracić wielu mieszkańców. Wszystko przez tajemnicze stworzenie, kryjące się na bagnach i polanach, którymi była otoczona wioska. Nie wiadomo, skąd się wzięło ani jak wyglądało, ale jedno było pewne – pożerało ludzi. Pojawiło się w okolicy już w pierwszych, chłodniejszych dniach jesieni. Od tego czasu, prawie każdej nocy wyruszało na łowy. Mieszkańcy, od kiedy zaczęli zauważać coraz to liczniejsze zaginięcia swoich znajomych, rodziny i sąsiadów, postanowili opuścić tę „przeklętą ziemię”.
Co dzień mieszkańców ubywało, jedni się wyprowadzali, inni padali ofiarą dziwnego stwora. Kiedy król przejeżdżał przez wieś, zapytał mężczyznę, który jadąc na koniu, wyprowadzał kilku mieszkańców z wioski, dokąd ich zabiera i czy coś zawinili. Szlachcic opowiedział władcy historię o dawnej świetności wsi i o potworze z bagien.
Król postanowił pomóc wieśniakom i wraz ze swymi doradcami począł obmyślać plan wyzwolenia wsi. Obmyślanie planu zajęło królowi cały dzień i wieczór, aż w końcu wszyscy zgodnie stwierdzili, że zapolują na potwora. Nie mogli jednak polować na niego za dnia, ponieważ mogliby bestii po prostu nie znaleźć, stwór polował jedynie po zmierzchu. Następnej nocy, 25 stycznia 1548 roku, rycerze towarzyszący królowi, rycerze z okolicznych miejscowości, szlachta, a nawet wieśniacy stanęli do walki z nieznanym. Małe wojsko ruszyło na mokradła w poszukiwaniu stwora. Nie musieli go długo szukać, zwabiona ludzkim zapachem bestia
pojawiła się dosłownie znikąd. Kto wie, może już na nich czekała?
Nie był to ani smok, ani ogromny wąż, ani strzyga, ani nawet bies. Był to masywny potwór, w części zbudowany jakoby z lodu, mający cztery metry wysokości. Jego całe ciało pokryte było szarobrązowym futrem. Wyjątkiem była jego klatka piersiowa oraz brzuch, które pokrywała jedynie blada skóra. Skóra tak cienka, że można było zobaczyć przez nią żebra i wnętrzności bestii. Łapy potwora, prawie równe jego wysokości, sięgały aż do ziemi. Zakończone były długimi palcami z ostrymi szponami. Jego sarnie nogi zakończone były kopytami. Jednak najbardziej przerażający był wilczy łeb na długiej szyi, z rzędami wielkich, przerażających i ostrych zębów. Z głowy wyrastały ogromnych rozmiarów rogi, podobne do tych należących do jeleni. Z pyska skapywała mu krew. To był Wendigo. Niesamowicie wielki Wendigo.
Gdy bestia ujrzała ludzi, natychmiast rozpoczęła atak. Nikt nie mógł ukryć się przed tą demoniczną postacią. Stworzenie miało wyostrzone wszystkie zmysły; świetnie widziało w ciemności, jego węch był tak dobry, że potrafiło wyczuć strach, słuch tak wyostrzony, że słyszało bicie serca ofiary z odległości kilku metrów, było szybkie i tak silne, że jedną łapą wyrywało drzewa. Uwielbiało ludzkie mięso.
Oddział kontratakował. Wszystkie rany zadane potworowi w walce niemal natychmiast ulegały samowyleczeniu, a dosięgnięcie jego szyi było praktycznie niemożliwe. Rycerze dzielnie walczyli z bestią, większość z nich szybko poległa. Kiedy wszyscy myśleli, że nie ma już dla nich żadnego ratunku, kazali królowi jak najszybciej się wycofać, by choć on mógł przeżyć. Nieustraszony król nie usłuchał swych poddanych. Jego męstwo było jednak zbyt zuchwałe, ponieważ stwór niemal natychmiast złapał go w swoje potężne łapy.
Widząc to, pewien szlachcic, zwany Lubelanem, rzucił w potwora swoją pochodnią. Przerażona bestia natychmiast wypuściła króla, a z jej pyska wydobył się przerażający ryk. Wendigo było odporne na wszystko, ale nie na ogień.
Jego lodowe serce zaczęło się roztapiać. Widząc to, ocalali rycerze wypuścili w stronę Wendigo falę płonących strzał, a wieśniacy rzucali w niego pochodniami. Po chwili bestia z hukiem padła na ziemię, a z jej wnętrza wypadła jęcząca ludzka dusza. Widok był tak przerażający, że pod częścią wojaków ugięły się kolana. Najstraszniejsze było to, że podobno każde Wendigo było kiedyś człowiekiem. Krzyki ducha były tak straszliwe, złowrogie i głośne, że można było usłyszeć je w kilku okolicznych wsiach. Ciało potwora leżało teraz bezwładnie na polanie, a jego płonący duch zniknął gdzieś w ciemnościach nocy.
Król, wdzięczny za ratunek, postanowił nadać wsi prawa miejskie. Wendigo krył się w okolicy wioski, która położona była na lekko wzniesionym terenie, otoczonym pasmem bagien, łąk i jezior, więc król nazwał ją Ostrowem. W hołdzie Lubelanowi, który ocalił mu życie, dodał do nazwy drugi człon - Lubelski. Stąd wzięła się nazwa miasta Ostrów Lubelski.
Aleksandra Gruszczyk
kl. III a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II
w Ostrowie Lub.
Legenda o Ostrowie Lubelskim
Dawno, dawno temu, gdy na świecie istniała magia, pewna kobieta zakochała się w mężczyźnie. Nie można było jej nazwać zwyczajną kobietą, ponieważ miała wyjątkowe umiejętności. Była czarownicą, lecz nie taką, jaką możemy zobaczyć w filmach czy też w bajkach. Potrafiła wzywać demony, rzucać klątwy oraz gotowała mikstury uzdrawiające lub trucizny. Była przepiękna, lecz zbliżała się już
do pięćdziesiątej wiosny. On był natomiast zwykłym chłopcem, o wiele młodszym. Nie miał nikogo oprócz siebie samego. Jego twarz była idealna, lecz charakter miał paskudny. Nazywał się Ostryn Lubak.
Poznali się o poranku, gdy czarownica opłakiwała śmierć męża, którego bardzo kochała. Siedziała zrozpaczona nad rzeką, aż podszedł do niej Ostryn, który zaczął ją pocieszać. Kobieta od razu się w nim zakochała, lecz mężczyzna nie odwzajemniał jej uczucia. Była to dla niego tylko kolejna zabawka.
magic-spells-and-potions.com
Spędzali ze sobą coraz więcej czasu, wiedźma myślała, że to bóg zesłał jej drugą miłość. Niestety, pewnego razu podsłuchała rozmowę ukochanego z przyjacielem. Zwierzał się, że kobieta mu się już znudziła, jest za stara i jej nie kocha, ale ma mnóstwo pieniędzy i jest szanowana w okolicy, więc jeszcze z nią pobędzie. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała, postanowiła sprawdzić jego wierność.
Wiedziała, że niedługo ma odbyć się ognisko, na którym byłoby mnóstwo pięknych kobiet. Wróżka zaprosiła Ostryna który przyjął zaproszenie. Dzień przed wydarzeniem wiedźma oszukała go, że jest chora i pozwoliła mu iść samemu. Oczywiście on wcale nie był z tego powodu smutny. Gdy tylko wyszedł z domu, ona poszła za nim. Na początku nic takiego się nie działo, pił piwo z innymi mężczyznami, zachowywał się nienagannie aż do czasu, gdy podeszły do niego trzy piękne dziewczyny w jego wieku.
Zaproponowały mu wspólny taniec, na który się zgodził.
Jedna spodobała mu się szczególnie, dlatego pocałował ją. Gdy wiedźma to zobaczyła, zdenerwowana wyszła ze swojej kryjówki. Ostryn zaczął się tłumaczyć, że to nie jest jego wina, lecz kobiety, która go uwiodła. Po tych słowach zdenerwowała się jeszcze bardziej. Chciała zrobić to, w czym była najlepsza: rzucić klątwę. Najpierw zabiła mężczyznę, a później umieściła jego duszę w ziemi. Od tamtego dnia miał on bowiem przeżywać ból każdej zmarłej osoby, jaki czuła przed śmiercią.
Tłum, który zebrał się na ognisku, po tym co zobaczył, postanowił spalić czarownicę, a okolicę, w jakiej to się wydarzyło, zaczęto nazywać Ostrowem Lubelskim od imienia i nazwiska mężczyzny. Podobno co roku, w Święto Zmarłych o północy można usłyszeć, jak Ostryn krzyczy, jak bardzo żałuje tego, że poznał czarownicę... Wiktoria Kowalczuk
Kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lubelskim
O tym jak Ostrów otrzymał prawa miejskie
Była sobie wcale niebrzydka osada, która z trzech stron otoczona była pięknymi lasami, a z czwartej strony zaś rozciągało się jezioro. Nie wiadomo dlaczego król przy każdym objeździe swych włości omijał to malownicze miejsce. Nigdy nie zajeżdżał tam na obiad, pomimo że to właśnie z tamtych okolic pochodziło jego ulubione danie.
Gdy podczas kolejnego objazdu osada została pominięta, mieszkańcy postanowili dowiedzieć się, o co chodzi i dlaczego są ciągle pomijani. W tym celu wybrano dziesięciu ochotników, którzy osobiście wybrali się w daleką podróż do władcy, aby z nim porozmawiać. Jechali konno trzy dni i trzy noce, aż w końcu dotarli pod pałac. Po wizycie u władcy i powrocie do osady opowiedzieli pozostałym mieszkańcom, o czym się dowiedzieli. Uroczyście przysięgli, że osobiście zbadają historię nawiedzonego lasu, o którym usłyszeli od monarchy .
Wybrali się więc tam o świcie następnego dnia. Po dotarciu na miejsce nie zastali nic niezwykłego, dlatego też bez namysłu zapuścili się w głąb lasu. Nic nie wzbudzało ich podejrzeń, aż do zachodu słońca. Gdy pośród drzew nastała ciemność wszystko zmieniło się nie do poznania. Na korze drzew, ze zgrzytem, pojawiły się napisy, które ociekały krwią. Panowie przestraszyli się nie na żarty, ale postanowili zostać tam przez noc i rozwiązać zagadkę. W nocy nie zmrużyli oka przez nieustające zgrzyty łańcuchów i mrożące krew w żyłach wycia oraz inne przerażające odgłosy. Nad ranem las znowu zaczął wyglądać zwyczajnie. Cały dzień wszyscy głowili się nad ubiegłą nocą, lecz nie wpadli na żaden sensowny pomysł. Po kolejnej nocy doszli do wniosku, że należy wybrać się do najstarszej osoby w okolicy. Tak też zrobili. U starca dowiedzieli się, że za czasów młodości jego pra-pradziada, czyli już blisko 500 lat temu, był tam Las Smutku.
Każdy kto chciał się wypłakać lub wyżalić, szedł tam, następnie umierał, a jego dusza była skazana na wieczną tułaczkę. Po wyjściu od starca, w drodze powrotnej do osady, panowie obmyślili plan pomocy zbłąkanym duszom i pierwsze co zrobili, to udali się do miejscowego księdza i zamówili mszę świętą za wszystkie ofiary lasu. Cała osada przyszła pomodlić się za zmarłych i w ten sposób las został oczyszczony.
Gdy tylko do króla Zygmunta Starego dotarła wiadomość o rozwiązanym problemie, udał się on do mieściny, aby podziękować śmiałkom i zjeść swoje ulubione gołąbki.
W ramach wdzięczności władca poszerzył granice osady, nadał jej prawa miejskie i nazwał Ostrowem Lubelskim. Dzielnych mieszkańców zaś sowicie nagrodził...
Anna Siepsiak, kl. VII
SP im. Św. Jana Pawła II w Rozkopaczewie
Legenda o młynie
Nie wszyscy wiedzą, że w Ostrowie Lubelskim kiedyś funkcjonowały dwa młyny, które mieliły ziarno przywożone przez okolicznych rolników na mąkę. Jeden z nich znajdował się na placu, na którym obecnie parkują samochody ludzie przyjeżdżający na targ. Można jeszcze teraz zobaczyć betonowe pozostałości po mocowaniu silników. Drugi młyn stał naprzeciwko targu, na którym dzisiaj rolnicy sprzedają zboże i produkty rolne. Był to młyn drewniany, który został rozebrany i obecnie nie ma po nim żadnego śladu. Jednak pół wieku temu wokół tego drewnianego młyna plac był całkowicie zapełniony. Ludzie przywozili furmankami zboże na przemiał i całymi godzinami czekali na swoją kolej. W międzyczasie rozmawiali, chodzili do sklepów lub jedli kupioną w piekarni bułeczkę
czy lody. Wiele z tych rozmów można się było nauczyć. I choć to nieładnie podsłuchiwać, to opowiem wam jedną historię usłyszaną od pewnego pana, który przywiózł zboże do mielenia i z powodu dużej kolejki spędzał czas na rozmowie z moimi bliskimi, którzy z kolei mnie przekazali tę legendę. Oczywiście nie ręczę za jej prawdziwość, ponieważ jedno, co w niej jest pewne to fakt, że młyn drewniany istniał naprawdę. Oto treść tej historii opowiedzianej pod młynem wiele lat temu przez nieznanego rozmówcę.
Działo się to w czasach, kiedy z Kolechowic do Ostrowa prowadziła droga wybrukowana kamieniami polnymi, a na rzece Tyśmienicy był drewniany most. Młyn w każdy czwartek przerabiał zboże na mąkę. Jakość wytwarzanej tu mąki była doskonała. Z tego powodu ludzie z najdalszych okolic przywozili zboże do zmielenia. Młynarz i jego współpracownicy
cieszyli się doskonałą opinią. Po remoncie maszyny w młynie pracowały doskonale. Bardzo dobrze wiodło się młynarzowi i jego rodzinie. Ale mieszkający nieopodal sąsiedzi zobaczyli, że późną nocą w drewnianych oknach na piętrze młyna widać było tajemnicze postacie i stwory, które o północy wydawały dziwne dźwięki i straszyły przechodzących ludzi. Wiele razy o tych przerażających nocnych światłach informowano młynarza, który tylko wzruszał ramionami, bojąc się odstraszyć klientów przybywających do niego ze zbożem po żniwach. Sam także zauważył, że dziwne rzeczy dzieją się w nocy we młynie. Często worki z mąką były rozwiązane, choć mógłby przysiąc, że je sam zawiązywał przed odjazdem do domu. Na dębowej podłodze widywał ślady stóp zanurzonych w mące, a na ścianach takie same odbicia wielkich rąk. Szybko ścierał te znaki nocnych zabaw i tańców tajemniczych duchów, bo bał się
o reputację swojego zakładu, który był źródłem utrzymania dla całej jego rodziny oraz wspólników. Jeszcze z większą dbałością rozkładał trutki dla myszy, szczurów i wołków zbożowych w czasie, gdy nie było w młynie mąki i zboża. Dbał o higienę i czystość maszyn i urządzeń wytwarzających mąkę, ale mimo tych zabiegów nocne straszenie się powtarzało. Cóż miał uczynić? Jako człowiek wierzący i bogobojny poprosił o pomoc egzorcystę, którego przywiózł z dalekiego Parczewa. Ksiądz odprawił modły i wyrzucił złe duchy, a potem odjechał na swoją plebanię. Przez kilka nocy we młynie i jego obejściu był spokój. Młynarz odetchnął z ulgą, ciesząc się, że nocne duchy odeszły i że będzie dalej spokojnie mógł wykonywać swoją pracę. Jednak wizyty zjaw i strachów nie skończyły się. Wprawdzie we młynie zapanował spokój, ale wokół niego działy się straszne rzeczy. Widziano postacie ludzkie biegające w białych prześcieradłach.
Nocną porą rozsypywały mąkę i wyły straszliwie w pełni księżyca. Słyszano też, że na dachu młyna dzieje się coś niesamowitego. Ktoś tam stukał dachówkami i pokazywały się dziwne i upiorne światła. Nawet w noce, kiedy nie było wiatru, a księżyc nie był w pełni, te hałasy nie ustawały. Młynarz uwiązał na noc przy młynie psa, a gdy to nie pomogło, sam zaczął pilnować. Strachy nocne były tak niesamowite, że ponoć sam uciekał czym prędzej do domu. Po pewnym czasie te straszne zjawiska ustały nie wiadomo z jakiego powodu. Czy ktoś zamówił mszę św. za pokutujące w młynie dusze? Czy przyjechał tutaj znowu egzorcysta? Ludzie na ten temat nic nie wiedzą. Niektórzy mówili, że te niezwykłe zjawiska były spowodowane nawiedzaniem młyna przez duchy z pobliskiego cmentarza. Ale nikt takich duchów na samym cmentarzu nigdy nie widział. A może to fosfor wytwarzany podczas rozkładu kości
powodował te zjawiska przemieszczając się w stronę młyna w wietrzne dni? Tego nie wiedział nikt w Ostrowie Lubelskim i chyba nie wie do dzisiaj. Co jednak było najdziwniejsze w tym opowiadaniu? Fakt, że ludzie pod wpływem tych wydarzeń wcale nie przestali korzystać z usług młyna drewnianego, ale przybywali tutaj jeszcze licznej, chcąc usłyszeć jakieś pikantne szczegóły o duchach straszących w nawiedzonym młynie po nocach. Szkoda, że młyn w końcu został zamknięty i dalszy ciąg tej historii nie zostanie nigdy dopisany. W tym miejscu kończy się opowieść o duchach straszących w młynie, który kiedyś stał obok współcześnie zbudowanego budynku remizy.
Jeśli kiedyś przyjedziecie do Ostrowa na zakupy czy w innej sprawie, możecie pójść i znaleźć miejsce, gdzie kiedyś znajdował się jeden z ostrowskich młynów. I może się tak zdarzyć, że wiatr wiejący od cmentarza i szum przepływającej obok rzeki Tyśmienicy opowie wam
dalszy ciąg tej zapomnianej dawno legendy.
Katarzyna Szalast, kl. VII
SP im. Św. Jana Pawła II w Rozkopaczewie
Jak Jakub Ruda Kita króla do Ostrowa sprowadził
W dawnych czasach, za panowania króla Zygmunta I Starego, Polska miała wielki problem z człowiekiem zwanym Jakubem Rudą Kitą.
Był to najgorszy zbój tego wieku. Plądrował bez zostawiania śladów, jednak zawsze tam, gdzie się pojawił, ludzie znajdowali kawałek rudego futra.
Niektórzy opowiadali, że sam Jakub był w połowie lisem, inni rozpowiadali, że umie zmieniać skórę. Nikt zaś nie umiał dociec prawdy.
Najgorszy jednak szok przeżył Kraków, gdy dnia 1 stycznia roku pańskiego 1548 Ruda Kita dokonał największego skoku w swoim życiu-splądrował skarbiec królewski.
Król Zygmunt I Stary nie chciał tym razem dać za wygraną. Wraz z setką żołnierzy udał się na północny wschód. Dniami i nocami król pędził na koniu, by nie zgubić kawałków futra, które co jakiś czas widywał na drodze.
Jak Jakub Ruda Kita króla do Ostrowa sprowadził
W dawnych czasach, za panowania króla Zygmunta I Starego, Polska miała wielki problem z człowiekiem zwanym Jakubem Rudą Kitą.
Był to najgorszy zbój tego wieku. Plądrował bez zostawiania śladów, jednak zawsze tam, gdzie się pojawił, ludzie znajdowali kawałek rudego futra.
Niektórzy opowiadali, że sam Jakub był w połowie lisem, inni rozpowiadali, że umie zmieniać skórę. Nikt zaś nie umiał dociec prawdy.
Najgorszy jednak szok przeżył Kraków, gdy dnia 1 stycznia roku pańskiego 1548 Ruda Kita dokonał największego skoku w swoim życiu-splądrował skarbiec królewski.
Król Zygmunt I Stary nie chciał tym razem dać za wygraną. Wraz z setką żołnierzy udał się na północny wschód. Dniami i nocami król pędził na koniu, by nie zgubić kawałków futra, które co jakiś czas widywał na drodze.
Jakby Jakub Ruda Kita chciał sprowadzić ich w jakieś sekretne miejsce.
Po siedmiu dniach jazdy Zygmunt I Stary znalazł się w mieście zwanym Lublin. Tu król i jego świta postanowili się zatrzymać, by z powrotem zebrać siły. Mimo nalegań króla zostali tam aż kolejne dwa tygodnie. Zygmunt bał się, że przez ten czas znikną ślady futra.
Tymczasem Jakub Ruda Kita dotarł już do swojej rodzinnej wsi zwanej Ostrowem. Z wielkim workiem na plecach udał się do chaty stojącej trochę dalej od zabudowań.
Tam mieszkała jego żona Klementyna, syn Sławomir, a także dwie córki-Marietta i Marianna. Jakub przywitał się z rodziną, rzucił wór na podłogę i zasiadł z nimi do stołu.
Mimo iż niektórzy uważali go za lisa, był on po prostu zwykłym cieślą. Swoje udane skoki zawdzięczał jedynie sprytowi, zaś rude futro było kawałkiem rudego płaszcza jego babki.
Cała wieś dobrze wiedziała, kim jest i co robi ów człowiek, bo
przed wielu laty opowiedział wszystkim swój plan. Był bardzo szlachetny, choć też nad wyraz niebezpieczny.
Chciał zgromadzić wielką fortunę i schować ją tak, żeby można było ją odkopać i wykorzystać, gdy Ostrów będzie w niebezpieczeństwie.
Jeśli chodzi o króla, Jakub to także świetnie zaplanował. Chciał tu sprowadzić Zygmunta, by ten nadał prawa miejskie Ostrowowi.
Gdy nastał dzień 24 stycznia 1548 roku, Ruda Kita udał się do pobliskiego lasu zwanego Przegaliną. Tam do wielkiej dziury w drzewie wrzucił ostatni wór ze złotem. Od tej pory chciał żyć jak normalny człowiek, bez żadnych kradzieży i napadów.
Gdy tak rozmyślał, usłyszał głos trąb. Okazało się, że to król w końcu przyjechał do Ostrowa.
Ruda Kita szybko udał się z powrotem do swojego domu, by nie budzić podejrzeń.
Król cały dzień i całą noc szukał swojej fortuny, bo właśnie w tym miejscu kończyły się ślady. Nic z tego.Gdy nastał poranek, król wpadł na genialny pomysł: „ Nadam prawa miejskie tej wsi-pomyślał. Osadzę tu moich żołnierzy, zorganizuję targ. Na pewno takie rzeczy skuszą Jakuba Rudą Kitę do rabunku”.
Tak właśnie, dnia 25 stycznia roku 1548 Król Zygmunt I Stary nadał prawa miejskie Ostrowowi. Jednak ani w tym roku ani w następnych latach nikt nie widział rabusia i nie słyszał o Jakubie Rudej Kicie.
On sam zaś wiódł spokojne życie, a jego skarb z latami został zapomniany.
Niektórzy powiadają, że jeśli dobrze by się poszukało i znalazło wielką dziuplę w starym dębie, na jej dnie może dostrzegłoby się fortunę, którą ukrył Jakub Ruda Kita.
Angelika Haraszczuk, klasa VI
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lubelskim
www.tunguska.pl
Marcin Daszczyk, kl. IV b
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Ostrów Lubelski, 26.02.2048
Kartka z Pamiętnika...
Dzień zaczął się przeciętnie, wstałem, ubrałem się, zjadłem dobre śniadanie i poszedłem do pracy. W tym dniu coś się zmieniło, ale nie wiedziałem na początku co. Przyszedłem do pracy, wsiadłem za biurko i zacząłem moją pracę programisty.
Tylko dzisiaj nikogo nie było w pracy, a dlaczego to na razie nie wiedziałem. Kiedy skończyłem pracę i poszedłem do domu, w latającej telewizji puścili reklamę o jubileuszu 500. rocznicy lokacji Ostrowa Lubelskiego i podali gdzie należy się udać.
Teraz wiedziałem, dlaczego nikogo nie widziałem na drodze i w pracy. Wszyscy popędzili do Ostrowa! Kiedy dotarłem na miejsce moim super odrzutowcem, zobaczyłem przepiękną ogromną salę ozdobioną różnymi rzeczami sprzed 30 lat.
www.tunguska.pl
Czułem się, jakbym wróciłbym do dzieciństwa, kiedy chodziłem do szkoły z moim najlepszym kolegą. Były tam nawet buty Adidas sprzed 30 lat! Wyglądały komicznie jak na ten rok, gdyż my nie mamy butów, ale mamy na nogach skarpety z 2 małymi odrzutowcami, aby się nie męczyć.
Było mi miło oglądać rzeczy, których używałem w swym dzieciństwie. Tam zobaczyłem mojego najlepszego przyjaciela Marcina Daszczyka, rozmawialiśmy chyba z godzinę, gdyż nie widzieliśmy się długo przez pracę. Rozmawialiśmy, jak sobie graliśmy w piłkę nożną i o innych różnych fajnych rzeczach.
Zobaczyłem jeszcze chyba Karola, spojrzałem dokładniej, a on sobie włożył super szybko latający protaniczny kombinezon, który miał mieć premierę dopiero za tydzień. Nie ukrywam, czułem trochę zazdrość wobec niego, gdyż ten kostium jest warty ponad 10 000 000 złoturych.
Siedzieliśmy sobie na latających poduszkach z godzinę i nagle usłyszeliśmy jakby
wybuch nuklearny. Ale to nie było to, spojrzeliśmy w niebo i ujrzeliśmy ogromnego tytanowego potwora. Na początku myślałem, że to hologram, ale kiedy uderzył w metalowy stół, poczuliśmy jakby trzęsienie ziemi i jak najszybciej wskakiwaliśmy w kule odrzutowe, żeby polecieć po osobistą broń nuklearną. Kiedy wróciliśmy do potwora, ale tym razem z bronią, naładowaliśmy, wycelowaliśmy i strzelaliśmy najmocniej jak się dało, aby go unieszkodliwić. Udało to nam się z łatwością. Kiedy wszyscy polecieli już do domu, ja chciałem sobie jeszcze popatrzeć na te rzeczy sprzed 30 lat. Kiedy wróciłem, była godzina 17:00. Byłem głodny, więc zamówiłem wielką pizzę. Pizza przyszła po 20 sekundach, no to rozsiadłem się na sofie z super wygodnego materiału i puściłem sobie wiadomości z dnia. W wiadomościach było o naszym potworze. Byłem dumny że go pokonaliśmy. Kiedy zjadłem już pizzę, poczułem się śpiący.
Popryskałem się wodą, która odświeża jak umycie się pod prysznicem. Umyłem zęby nakładką z pastą i poszedłem spać.
Następny dzień minął mi jak zwykle. nie było żadnych potworów, a w pracy widziałem chyba każdego.
Gabriel Kozicki, kl. IV b
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Prace nadesłane na konkurs
Pozostałe prace nadesłane na konkurs
W korku stoimy
i nic na to nie poradzimy,
bo jest targ.
Igor Miciuła, kl. Ia
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Agatka Gontarczyk, kl. Ib
Moje miasto
Ostrów mały, lecz ciekawy
prawa miejskie ma.
Każdy to wie i każdy to zna,
Bo nasze miasto interesujące miejsca ma.
Tu jezioro za jeziorem.
A tu lasy, rezerwaty...
Kto raz tu był, powraca wciąż.
Milena Jacak, kl. I b
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lubelskim
''Ostrów - miasto wielu przeżyć''
Lat 470 to miasteczko już istnieje.
Wiele pamiętnych dat w nim widnieje.
Wiele wydarzeń jest w nim zapisanych.
Ale także krajobrazów
wiele mamy znanych.
Wiele dróg przez nas tu przebytych,
wiele lat w gronie rodziny przeżytych.
Niby małe, ale jakże cieszy!
Każdy z uśmiechem tu żyje!
To właśnie nasze cudowne miasteczko!
Zawsze będzie znaczyć dla nas tak WIELE!
Natalia Jacak, kl. III b gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Ostrów Lubelski dawniej
Miasto Ostrów Lubelski się nazywa,
od czterystu siedemdziesięciu lat bywa.
Była tu wieś o wójtostwie dziedzicznym,
z sąsiednimi wsiami granicznym.
Zarządzał nim szlachetny Wacław Grzymała
oraz Jego wielka świta cała.
Dwa łany pola przyłączył do miasta,
wójtów sytuację uczynił lepszą i basta.
Była to wieś Wola Kolechowska,
która stała się niedługo Ostrowska.
W mieście były trzy jatki,
jako dla ludności datki.
Tak wójt Wacław Grzymała
wybudował dom, w którym mieszkała rodzina cała.
Z jego środków powstał daleki,
dla nas obecny Ostrów na wieki.
Przez Ostrów przepływa rzeka Tyśmienica,
Nią każdy człowiek bardzo się zachwyca.
Ma swój początek w mieście koło Łęcznej
I kończy swój bieg w Kocka okolicy pięknej.
Daria Bliźniuk, kl. IV a
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
***
Miasto to powstało bardzo dawno,
nawet w historii się zapisało.
Przejeżdżał niegdyś tędy sam
Król i Wielki Książę Litewski.
Od tamtych czasów wiele się pozmieniało,
szkoły, piękne domy, sklepy pobudowano.
Wielu mieszkańców przybyło
i chyba się tym miastem zauroczyło.
Jednak najważniejszym miejscem jest kościół.
Piękna go otacza zieleń.
Teraz jest w remoncie, w który ksiądz proboszcz
wiele pracy i wysiłku wkłada.
Tu dokumenty, tam podpisy,
a kilka miesięcy temu już przyjechali robotnicy.
Jest jeszcze jedno miejsce, które bardzo lubię,
nie, nie myślę o żadnym klubie.
Jest to park z pięknymi drzewami, zadbanymi trawnikami.
I często przesiadując na ławeczce, rozmyślam,
czy ludzie zdają sobie sprawę,
w jak pięknym mieście mieszkają.
Klaudia Wysok, kl. III b gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Cześć, nazywam się Bartek Banucha.
Jeśli ktoś chce, niech mnie posłucha.
Moim miejscem zamieszkania
jest wioska dobrze znana.
Nazywa się Kolechowice Kolonia,
mówią na nią Kujawiaki,
gdzie są pola, łąki, krzaki.
Kolechowice to wieś niemała,
jest dosyć duża i wspaniała.
Wcześniej tu trochę nudno było,
ale się nam ułożyło.
Zbudowali nam plac zabaw
i ja wam mówię, moi mili,
że będziemy się tu dobrze bawili.
Wszyscy tu się dobrze znają
i jak trzeba - pomagają.
Więcej wam już nie napiszę,
bo zakłócę nocną ciszę.
Bartek Banucha, kl. II b gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Moje miasto
Nasz Ostrów Lubelski to piękne jest miasto
dużo ludzi się cieszy i nigdy tu nie jest ciasno.
Gdy dzwony w kościele zabiją już z rana,
to każda rodzina pędzi bez śniadania.
A w lecie cię kropla wody ochłodzi,
bo Jezioro Miejskie dużo czystej ma wody.
W Ostrowie tu kiedyś król Zygmunt zagościł
i prawa miejskie nadał tej miejscowości
Oliwia Niedbalska, kl. IV b
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Wiersz o Ostrowie
470 lat temu Ostrów zyskał prawa miejskie
nadane przez Zygmunta Starego I.
Na łąkach porośniętych krzakami
latają bociany z innymi ptakami.
Teraz już Ostrów miastem się nazywa,
przez które rzeka Tyśmienica przepływa.
Niedaleko Ostrowa Kaznów się kryje,
gdzie w obfitości lasów dzik sobie ryje.
Na łąkach pełnych wylanej zamarzniętej wody
ślizga się chłopiec młody.
Znajdziemy tu także Miejskie Jezioro,
gdzie w lecie mamy przyjezdnych sporo.
Za lasem, za rzeką, całkiem niedaleko
znajdziemy przepiękne okolice,
na które mówią Kolechowice,
Okolic takich mamy dużo jeszcze,
lecz pisać mi się o tym więcej już nie chce.
Bartek co rano wstaje wesoły,
budzi Kubę i idą do szkoły.
Szkoła znajduje się w mieście Ostrowie,
to fajne miasto
- każdy ci to powie.
Mamy w Ostrowie również kościół zabytkowy,
Park Miejski i pracownię ORANGE.
Ostrów to miejsce piękne i wspaniałe,
Więc zachęcamy - zwiedzaj nasze miasto całe
Jakub Banucha, kl. III a gimn.
SP im. Jana Pawła II
w Ostrowie Lub.
Ostrów
Miasto nieduże, nad małą rzeką położone,
Z drugiej zaś strony pięknymi jeziorami otoczone.
Wśród gęstych lasów trakt królewski wiedzie,
Kiedyś ludzie czekali, aż król po nim przejedzie.
Miejscowość spokojna, polami opasana,
Gdzieniegdzie w lesie jest duża polana.
Łany błyszczącego zboża, falują jak woda .
Tu często jest ładna pogoda.
Kruki i wrony wieczorem lecą do domu swojego,
A jest nim kościół z czasu późnobarokowego.
Dzwon codziennie w południe bije
I czasami wieczorem, gdy się myję.
Nocą w piekarni pieką smaczne ciasto.
Bardzo lubię to małe miasto.
Michał Bernacki, kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Wiersz o Ostrowie
W Ostrowie w dzień targowy
gwar, hałas i harmider.
Każdy szybko gdzieś podąża,
by załatwić sprawy migiem.
Teren grząski i bagnisty,
pełen wzniesień oraz rowów,
lecz jest dużo i uliczek
jak w pajęczej sieci nitek.
Liczne łąki oraz knieje
strojne w zieloności szatę.
Nawet gdy wiatr tutaj wieje,
nic nie szkodzi,
bo dobrych przyjaciół
mam tu wielu.
Damian Grzyb, kl. II b gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Małe miasteczko
Cudownie jest w tym mieście żyć,
co ranek budzić się,
Świeże powietrze ciągle pić,
nie smogiem dusić się.
Małym miasteczkom mówię: "Tak!"
bo Ostrów to mój dom.
W tym małym miasteczku dorastam,
cieszę się, że to właśnie on.
Nieważne, w którą stronę iść,
tu wszędzie pięknie jest.
Tu piękny dom, tam piękny krzew,
nie trzeba szukać, tu wszystko jest.
Jezioro w słońcu jak gwiazda lśni,
lśni cudnie też w noc ciemną
Jeżeli chcesz, to wyjedź stąd,
lecz radzę, zostań ze mną.
Znam piękno dzikich traw i drzew,
które piosenki szeleszczą.
Każdego dnia też ptaszki dwa
melodię nam wyświszczą.
Tam łąki szum, tu szczeka pies,
tu wszystko się dopełnia,
Bo piękno to w prostocie tkwi
jak lśniący księżyc w pełni.
Natalia Taras, kl. II gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
W Ostrowie mieszkam...
W Ostrowie mieszkam i jestem z tego dumny.
Będę wierny temu miejscu aż do trumny.
Miasto ma ciekawą historię, wielu bohaterów,
Znajdą się tu również ścieżki dla rowerów.
Sklepy, gmina, przychodnia - wszystko co potrzeba,
Ostrowska droga prowadzi prosto do nieba.
Park, drzewa piękne jak perły,
W Ostrowie jest ciekawie zawsze, bez przerwy.
Nie przechodzi od lat z miejsca szkoła,
Mieszkańcy co niedzielę idą do barokowego kościoła.
Szlachetne progi kiedyś króla gościły,
Teraz niejednego o tym nauczyły.
Warto tu bywać, mieszkać, biegać prędko,
Aby zostać ostrowską agentką.
To miejsce jest zawsze radosne i kolorowe,
Wiele osób odda za nie własną głowę.
Aleksandra Jesionek, kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Staruszek Ostrów
Ostrów jest wspaniały
Przez wszystkich szczerze uwielbiany.
Ludzie dobrze się tu czują,
Nawzajem szerokim uśmiechem się obdarowują.
Nasz staruszek ma już 470 lat,
Każdą wiosną rozkwita nam jak kwiat.
Choć historii ma za sobą wiele,
Co tydzień spotykamy się w barokowym kościele.
Ostrów rośnie razem z nami,
Najlepsi są tylko z ostrowskimi korzeniami!
Magdalena Socha, kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Mieścina ...
Ostrów mieścina mała,
na Ziemi Lubelskiej przed laty powstała.
Między lasem a jeziorem granicę wyznacza,
i z wielką radością turystów zaprasza.
Po wojennych trudach dumnie stąpa nadal
i swoich sąsiadów traktuje jak brata.
Kościół zabytkowy twierdzą i ozdobą,
dla złamanej duszy jest tutaj ostoją.
Chociaż park w tym mieście
trochę zaniedbany -
przypominam władzy
o przyrodę dbamy.
Mateusz Gryzio, klasa II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub
Króla Zygmunta dzieło
Kiedy na świecie mnie jeszcze nie było
O Ostrowie jako mieście wielu ludzi marzyło.
Nikt się tego nie spodziewał,
A tu król Zygmunt z Ostrowa miasto wyśpiewał.
Miejscowa szkoła, jak każdy wie,
Zygmunta Starego nosiła imię.
W ostrowskim parku drzewa nam mówią,
że królowi Zygmuntowi bardzo dziękują.
Odwiedzając Ostrów, nie zapomnijmy o kościele.
Tak nam mówią wszyscy obywatele.
A latem gdy słońce mocno grzeje,
Ochłodzić się można w Miejskim Jeziorze, biorąc kąpiele.
Ostrów jak Warszawa, rzekę swoją ma
a nazwa jej to "Tyśmienica".
Centrum Kultury również tu jest
I "Biedronka" do siebie zaprasza też.
Choć ładnych 470 lat minęło,
Każdy po dzisiaj chwali to dzieło.
Martyna Kłoda, kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Ostrów
Jezioro płynące,
lasy gwiżdżące,
nieobliczalni młodzieńcy,
ostrowskie słońce.
Palące domowiska
rozświetlone jak latarniska,
pędzące karawany,
los niepowstrzymany.
Królewskie karoce,
jadące po drodze,
stare dzielnice i
jeszcze starsze tradycje.
Amelia Kolek, kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Moje miasto - Ostrów Lubelski
Moje miasto ukochane
Ostrów - tak jest nazywane.
Tutaj wszystko jest co trzeba
Jeziora, parki, no i drzewa.
Centrum Kultury wita obficie
A pani Doktor ratuje nam życie.
U mnie w mieście jest jak w niebie.
Każdy dobry względem siebie.
Każdy na spacer udać się może,
By podziwiać księżyc pływający w wodzie
Czasem goście zawitają
Coś zatańczą, zaśpiewają
Ludowy śpiew jest nam dobrze znany
Dbają o to: babcie, ciocie i mamy.
Pięknych zabytków dużo mamy
Po bitwach i wojnach wygranych.
To wspaniałe miejsce na świecie
Oczaruje każdego, to już wiecie!
Więc nie marnuj swego czasu, kolego
I wyruszaj już dziś do Ostrowa Lubelskiego!
Kornelia Wójtowicz, kl. II b gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Ostrów Lubelski
Jedyne miejsce na ziemi
gdzie czuję się dobrze
gdzie krajobraz jak z bajki
krajobraz nizinny
którego nie doceniamy
Sercem architektury jest kościół
tak stary że mówi "skrzyp-skrzyp"
lecz niedługo to się skończy
bo będzie remontowany
Najszlachetniejsi przejeżdżali
szlakiem Jagiellońskim
pola które wiosną rozkwitają
jak pąki róż
kolorami wypełniają obraz
Miasto choć małe
na swoją historię
tu się wychowywałam
uczyłam się jak żyć
tu umrę z myślą
że to moje miejsce
moja Arkadia Paulina Markiewicz
kl. II a gimnazjalna
„ LEGENDA O OSTROWIE LUBELSKIM”
Dawno temu, prawie 500 lat wcześniej, na wschodzie Polski w malutkiej mieścinie Osto mieszkał człowiek o imieniu Edmund. Posiadał też nazwisko, ale w Osto nikt ich nie używał.
Edmund miał matkę Barbarę i ojca Henryka. Matka miała przydomek Szara, a ojciec Stary.
Edmund nazywany był też „Zielony”, a to dlatego, że miał własny ogród, co prawda poza bramami swojej mieściny, ale to mu nie przeszkadzało. Lubił tam chodzić codziennie i siedzieć od rana do nocy.
Hodował warzywa, naprawdę dużo warzyw. Co tydzień (oczywiście wiosną) przynosił świeże zapasy. Matka cieszyła się, że syn jej pomaga, ale zaczynała się o niego martwić.
Pewnego popołudniowego dnia powiedziała:
-Synu, wracaj wcześniej, bo zawału dostanę przez cię!
-Matusiu, czyś nieszczęśliwa, że mamy co jeść i za co żywot wieść?
-Oczywiście żem szczęśliwa, ale za bramami kręcić się zaczynają jacyś obcy i ja się boję, że ci co zrobią, synaczku kochany.
-Kto matuś, kto?
-A, dyć daj już pokój. Ojciec też w robocie, ale w mieście. To i bezpieczny. A ty? Boję się synuś. Boję!
-Ale kto się kręci? Mama w końcu powie.
-Szpiedzy króla, a kto? Z łukami jeżdżo, koniami i strzelajo do obcych. Nie chodź tam więcej abo wracaj wcześniej do dom. Prosza ja ciebie!
-Dobrze matuś, będę wracać wcześniej.
Następnego dnia Edmund wyszedł z domu trochę później. Gdy był już w swoim ogródku, z wieży kościelnej zabiły dzwony. Edmund przypomniał sobie, co matka mówiła. Zaczął uciekać ,jak najszybciej umiał, bo dostrzegł już wojska z końmi, katapultami.
Zbliżał się do kościoła, gdy nagle nad jego głową przeleciały kule. Nie przebiły jednak muru, utkwiły w nim na dobre. [Dziś można je oglądać jak dumnie tkwią w murze i o czymś nam przypominają].
Mieszkańcy walczyli dzielnie lecz byli zbyt słabi. Wobec tego wywiesili białą flagę. Zaczął uciekać ,jak najszybciej umiał, bo dostrzegł już wojska z końmi, katapultami. Wojska tym samym przerwały ataki i udały się szczęśliwe i zadowolone na zdobyte terytorium.
Ale mieszkańcy nie mieli zamiaru oddać swojego miasta.
Tydzień później osadnicy zabrali się za wykopywanie rowów dookoła bram, aby zatrzymać kolejne ataki wojska
Z biegiem czasu Wisła przez częste opady podniosła swój poziom wody i zaczęła wylewać ją do innych koryt, aż w końcu napełniła się rzeka w Osto. Tak, teraz była rzeką!
Edmund, patrząc na zniszczony krajobraz, powiedział:
-Tyś mie nic nie zabrała, rzeko... Tyś mi dała wodę do ogrodu mego. Dzięki Ci Boże, żeś mi to podarował! Od dzisiaj rzeko, ty zwiesz się –Tyśmienico. To Twoje imię
Tak się kończy ta historia. Rzeka do dzisiaj jest Tyśmienicą.
Ogródek zaś, niestety, nie przeżył. Na jego miejscu jest teraz Urząd Gminy Ostrowa Lubelskiego.
A no właśnie, Ostrów to nowa nazwa dzisiaj już miasta od Osto i rowów.
Kościół ciągle stoi i do tego jeszcze zabytkiem jest. Remont się już prawie kończy. A co będzie dalej?
Marcelina Antoniuk, klasa VI
Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Ostrowie Lubelskim
Amelia Derecka
Karolina Smyk, kl.IV
SP im. Św. Jana Pawła II w Rozkopaczewie
Paulina Biskup, kl. VII
SP im. Św. Jana Pawła II w Rozkopaczewie
Z pamiętnika młodego kolarza
Od kilku lat uprawiam kolarstwo. W wolne od pracy i nauki dni przemierzam drogi i bezdroża małych i wielkich miast ćwicząc mięśnie i orientację w terenie. Dzisiaj wybrałem trasę, którą nigdy jeszcze nie jechałem. Prowadzi ona z wielkiego miasta jakim jest Lublin do Parczewa. Po drodze mijam wsie i małe miasteczka oraz malownicze jezioro, które stało się ośrodkiem wypoczynkowym. Nie zatrzymuję się jednak na odpoczynek, ponieważ zapada zmierzch, a ja chciałbym przed nocą dotrzeć do średniej wielkości miasta zwanego Ostrów Lubelski. Kiedyś tam mieszkała moja rodzina, więc miałbym okazję ich odwiedzić, ale nie wiem jak obecnie to miasto wygląda, bo nie byłem tam wiele lat. Z pewnym niepokojem mijam wieś Kolechowice, która przywitała mnie prospektami reklamującymi swoje nowe sklepy i nowo otwarty salon samochodowy.
Po minięciu wioski spodziewałem się znanej mi od lat drogi do Ostrowa, ale już na terenach, gdzie kiedyś znajdowały się łąki zobaczyłem piękne osiedle domków jednorodzinnych. Do osiedla wiodły drogi i ulice wyłożone kostką brukową. Nie chciałem jechać do osiedla, ponieważ moja rodzina mieszkała niedaleko biblioteki w Ostrowie Lubelskim. Mocniej nacisnąłem na pedały, aby przekroczyć most przez Tyśmienicę. I znowu spotkała mnie niespodzianka, bo koryto rzeki zostało poszerzone, a zamiast dawnego małego mosteczka miasto wybudowało nowy most zbudowany z metalu i betonu o potężnej konstrukcji. Śmiało przejechałem przez tę metalową konstrukcję patrząc z ciekawością na sieć sklepów i marketów, które zbudowano na ulicy wiodącej w stronę kościoła. Świątynia została odnowiona i rozbudowana. Od strony plebanii dostawiono nową wieżę, a mur okalający kościół, który pamiętałem z poprzedniej wizyty,
został zmieniony na nowoczesny parkan wykonany z czerwonej cegły klinkierowej. Gdy minąłem kościół, znowu czekała mnie niespodzianka, ponieważ przy głównej ulicy, która została poszerzona, zobaczyłem centrum handlowe z wieloma nowoczesnymi sklepami, kinem i muzeum Historii Naturalnej. Gdy dojechałem dalej, mogłem zauważyć, że w miejscu, gdzie kiedyś stał budynek Urzędu Gminy, stoi obecnie wysoki biurowiec mający dziesięć pięter. Park też był trudny do rozpoznania, bo jego obszar znacznie się powiększył i gdy do niego wszedłem, spostrzegłem plac zabaw z różnymi naukowymi urządzeniami. Największe wrażenie zrobiło na mnie wielkie koło obrotowe, na którym można się było obracać przypinając ręce i nogi do skórzanych pasków. Pomyślałem, że w ten sposób pewnie ćwiczyli kosmonauci. Jak moja myśl była prawdziwa pokazał mi następny plac, na którym widoczny był nasz Układ Słoneczny z wszystkimi planetami i ogromnym Słońcem w jego centrum. Niedaleko tej wielkiej makiety stał pomnik Mikołaja Kopernika, który zdawał się uśmiechać do zwiedzających park turystów
Znajdował się tam również mały Ogród Zoologiczny, przy którym widoczne były kawiarnie, bary i restauracje zapraszające do korzystania z ich usług. Nie miałem jednak tyle czasu, aby wypróbować ich smakołyki, ponieważ szybko robiła się noc, a nie przejechałem nawet połowy miasta. Po prostu, miasto bardzo się rozbudowało i pochłonęło sobą okoliczne wioski. Po chwili zaczęły się zapalać neony i reklamy sklepów, banków oraz instytucji o charakterze rozrywkowym takich jak teatr, kino czy cyrk. Przez miasto teraz jechało się coraz trudniej, ponieważ wąskie drogi zostały zastąpione wielopasmowymi. Ruch miejski, mimo późnej pory, był nadal bardzo duży. Musiałem szukać pasa przeznaczonego dla rowerów, ale okazało się, że ktoś o tym pomyślał, bo ścieżki rowerowe były dostępne. Znajdował się tam również mały Ogród Zoologiczny, przy którym widoczne były kawiarnie, bary i restauracje zapraszające do korzystania z ich usług. Nie miałem jednak tyle czasu, aby wypróbować ich smakołyki, ponieważ szybko robiła się noc, a nie przejechałem nawet połowy miasta.
Po prostu, miasto bardzo się rozbudowało i pochłonęło sobą okoliczne wioski. Po chwili zaczęły się zapalać neony i reklamy sklepów, banków oraz instytucji o charakterze rozrywkowym takich jak teatr, kino czy cyrk. Przez miasto teraz jechało się coraz trudniej, ponieważ wąskie drogi zostały zastąpione wielopasmowymi. Ruch miejski, mimo późnej pory, był nadal bardzo duży. Musiałem szukać pasa przeznaczonego dla rowerów, ale okazało się, że ktoś o tym pomyślał, bo ścieżki rowerowe były dostępne. Kierowcy wraz z rodzinami spożywali je często bez wysiadania na zewnątrz. My jednak z ciocią i jej synem postanowiliśmy wysiąść, bo ta nowoczesność dla mnie była nie do pogodzenia z kulturą spożywania posiłku i potrzebą utrzymania czystości w samochodzie. Po tak obfitym posiłku nie mieliśmy ochoty na spanie, więc poszliśmy do nowo wybudowanego oceanarium, gdzie do późnej pory oglądaliśmy żółwie, węże i ryby morskie sprowadzone tutaj z zamorskich krajów. Mimo woli przypomniałem
sobie wizytę na wybrzeżu, gdzie to kilka lat temu mogłem podziwiać takie egzotyczne stworzenia. Nie spodziewałem się, że kiedyś będę mógł je oglądać w pobliskim Ostrowie.Gdy wracaliśmy o północy do pięknego i wielopiętrowego wieżowca cioci, mogłem podziwiać za oknem samochodu nowe osiedla i ulice. Mógłbym się tu zagubić, gdyby nie syn cioci, który świetnie znał to miasto tak zmienione od czasów króla Zygmunta Starego, który nadał mu 500 lat temu prawa miejskie i który nie spodziewał się, że to małe miasteczko położone na bagnach niedaleko szlaku kupieckiego kiedyś zamieni się w nowoczesną metropolię z kilkoma teatrami, kinami i potężnymi biurowcami górującymi nad całą okolicą.
Łukasz Szalast, kl. VI
SP im. Św. Jana Pawła II w Rozkopaczewie
„URZEKŁA MNIE OSTROWSKA ZIEMIA” - OSTRÓW ZA TRZYDZIEŚCI LAT -
Zdarzyło się to pewnego dnia pod koniec wakacji. Razem z rodzicami wybraliśmy się na spacer w okolice Ostrowa Lubelskiego. Gdy zatrzymaliśmy się nad brzegiem jeziora zobaczyłem, że coś dziwnego wystaje z piaszczystego brzegu. Nachyliłem się, aby wydostać to coś z piachu.
- Jaka ciekawa skorupa, co to może być, do czego to może służyć? - pomyślałem z zainteresowaniem.
Rodzice rozłożyli już koc, na nim rozstawili piknik i podziwiali taflę jeziora, więc ja miałem chwilę spokoju dla siebie - ha, ha, ha.....
Zaciekawiony oglądałem ten dziwaczny, nic nie przypominający kawałek glinianej skorupy. Wytarłem go z piasku i zielonego mchu. Coś się zaczerwieniło, jakby błysnęło, to znów pociemniało i poczerniało. Ukazały się jakieś znaki podobne do liter, rysunki postaci ludzi i zwierząt.
- A może to jakieś znalezisko archeologiczne, więc oddam go do muzeum i ogłoszą mnie wielkim odkrywcą – rozmarzyłem się i uśmiechnąłem.
Pamiętam, jak pani na lekcji historii opowiadała nam o początkach naszego państwa. Może to właśnie tędy wędrował Lech ze swoją drużyną i ta gliniana skorupa to kawałek naczynia pradawnych przodków Lechitów?
W okolicach Ostrowa przebiegał Trakt Litewski – to dawna droga z Krakowa do Wilna, którą razem ze swym orszakiem przemierzał król Zygmunt Stary, może komuś z nich zagubiła się misa albo dzban? Wszystko możliwe nic nie wiadomo.
Samo miasto Ostrów zostało założone na piaszczystym wzniesieniu, w miejscu obronnym, otoczonym podmokłymi łąkami i bagnistymi terenami.
Z Atlasu Polski wyczytałem, że w okolicach Ostrowa przebiega geologiczna granica, która oddziela „Starą Europę” od jej młodszych części, i która oddziela dwa obszary klimatyczne Europy – oceaniczny i kontynentalny. – No, jednak staję się odkrywcą, archeologiem – pomyślałem poważnie. A przecież ciągle marzę, by zostać piłkarzem, jak prawie każdy chłopak w moim wieku, Lewandowskim. A tata to mówi Bońkiem synu, Bońkiem. - Znowu się rozmarzyłem.
Spojrzałem na moje znalezisko. Byłem pewien, że to ślady po pradawnych mieszkańcach ostrowskiej ziemi. Ciekawe, co to mogło być, do kogo należało?
Zacząłem się zastanawiać w jaki sposób w tych odległych czasach ludzie potrafili wykonać tyle przeróżnych rzeczy, z których my teraz korzystamy, albo tylko je udoskonalamy, żeby móc żyć lepiej i wygodniej. Ile to dziedzictwa zostawili nam nasi
przodkowie. Teraz jest już wszystko, to co ciekawego zostanie po nas i po naszych czasach?
Bagienne okolice Ostrowa nie były dogodne do zasiedlenia, ale gdy się dobrze rozejrzeć zobaczymy piękne miasteczko. Okazałe domy, ulice, sklepy, szkoły, kościół, kapliczki.
Przyszło mi na myśl, jak tu się zmieni np. za kolejnych trzydzieści lat. Jaki będzie Ostrów w 2048 r. trudno mi sobie wyobrazić, bo to odległa przyszłość. Pewnie wszystko będzie inne. Może ludzi zastąpią roboty. Na pewno rozwój techniki i komputerów dużo zmieni w naszym życiu. Jednak piękna przyrody nic nie zastąpi, nawet najnowocześniejsze komputery. Ludność Ostrowa i okolic zadba, by bagniste tereny, podmokłe łąki, niewielkie jeziorka i torfowiska nie zamieniły się w betonową krainę.
Skoro postęp techniki jest nieunikniony, więc może Ostrów pozostanie wyspą z cudownie czystym powietrzem. Turyści w 2048 r. będą przylatywali tu podniebnymi pojazdami, wcisną guziki na swoim pilocie i obejrzą sobie podziemny świat Ostrowa. Specjalne teleporty lub odrobina wiedzy i wyobraźni wystarczy by odczytać dzieje i ujrzeć zapisane w skalach, kamieniu, czy znalezionej przypadkiem glinianej skorupie, obrazy minionych światów.
Wyobrażam sobie życie w takim świecie, a szczególnie tu w Ostrowie i jego okolicach, gdzie ludzie będą dla siebie dobrzy, będą się szanować i przyjaźnić ze sobą.
Przyjrzałem się jeszcze raz swojemu skarbowi i wsunąłem go do kieszeni. Postanowiłem, że pokażę go swojej znajomej, która pracuje w Muzeum Ziemi w Warszawie. Myślę, że to interesujący eksponat.
Mam przeczucie, że za kilka lat ogłoszą mnie odkrywcą ciekawostek archeologicznych z okolic Ostrowa.
A może jednak zostanę piłkarzem, siatkarzem albo himalaistą ....
Piotr Filipek
Klasa IV
SP im. Św. Jana Pawła II w Rozkopaczewie
Legenda Szkoły Podstawowej im. Zygmunta I Starego w Ostrowie
Szkoła w Ostrowie Lubelskim stoi już od dawna. Gdybyśmy zapytali naszych pradziadków gdzie chodzili do szkoły, ich odpowiedź byłaby oczywista: Do szkoły w Ostrowie Lubelskim. Legenda szkoły jest lekko przerażająca, ale zapraszam aby jej wysłuchać.
Gdy nadeszła II wojna światowa Polską władzę objęły Niemcy. Również w Ostrowie władzę sprawowali Niemcy. Gdy 17 grudnia 1942 r. oddział Gwardii Ludowej im. Adama Mickiewicza zajął miasto, Niemcy poczuli się zagrożeni i wszystko przenieśli właśnie do szkoły w Ostrowie. Akurat wtedy trwały ferie zimowe i wszyscy uczniowie byli w domach. Jednakże jeden uczeń został ze swoim ukochanym nauczycielem w szkole. Nauczyciel był bardzo chory. Chłopiec opiekował się profesorem jak najlepiej umiał, a nawet mu gotował. 17 grudnia 1942 r., o godz. 1530 profesor uciął sobie drzemkę.
Uczeń w tym czasie wyszedł przed szkołę, aby ulepić bałwana - normalna sytuacja. Jednakże w pewnym momencie chłopiec usłyszał skrzypienie na śniegu. Pomyślał, że ktoś idzie i w obawie, że to nieprzyjaciel schował się za bałwana. Uczeń miał rację - Niemcy wraz z całym sprzętem szli ku szkole. Rozmawiali po cichu po niemiecku. Chłopiec zrozumiał tylko jedno słowo: "schnell" - co oznaczało "szybko". Niemcy weszli do szkoły nie zauważając chłopca. Gdy tylko ostatni z nich zamknął drzwi, chłopiec popędził drugim wejściem do nauczyciela. Opowiedział mu co widział. Profesor zbladł ale powiedział, że muszą się stąd wynosić. Oczywiście chłopiec zaprzeczył ale po chwili już pakowali mnóstwo rzeczy: jedzenie, wodę, ubrania profesora. Potem się ubrali i cicho wyszli z sali. Słyszeli jak Niemcy zajęli salę do języka polskiego. Chłopiec puścił nauczyciela, ale sam postanowił zrobić jeszcze jedną rzecz. Podkradł się na palcach do sali i uchylił drzwi. Niemcy byli w mundurach i ustawiali cały sprzęt: radionadajniki i inne. Chłopiec wślizgnął się za kotarę, która była blisko drzwi.
Delikatnie i powoli posuwał się naprzód, starając się nie poruszać kotarą. Bał się przeraźliwie. Nagle zachwiał się i poruszył za mocno kotarą. Stanął jak wryty nie poruszając się i wstrzymując oddech. Jeden z Niemców odezwał się i stawił krok w stronę chłopca. Potem kolejny i kolejny. Doszedł do samej kotary. Jednym ruchem gwałtownie odsłonił pierwszą część kotary. W tamtym momencie włosy zjeżyły się chłopcu na głowie, poczuł jak po skroni lecą mu krople potu. Zobaczy go czy nie zobaczy? Chłopiec miał szczęście - Niemiec zobaczył, że nikogo tam nie ma i wzruszył ramionami. Odszedł spokojnie. Uczeń westchnął cicho z ulgą. Po odczekaniu dwóch minut zaczął posuwać się dalej. Doszedł do końca kotary. Wyjrzał lekko zza niej. Niemcy zajęci swoimi obowiązkami nie zwracali uwagi na głowę wystającą zza kotary. Chłopiec wyczekał dobry moment i skoczył za mapę. Cichuteńko podszedł do biurka nauczyciela. Wiedział, że w tej szkole nauczyciele byli z Polski i w każdym biurku nauczycieli leżał pistolet. Uczeń bezgłośnie rozsunął szufladę.
W środku leżał magazynek i pistolet - Mauser C96. Chłopiec zawahał się. Bał się trochę broni. Ale pomyślał, że robi to dla dobra ojczyzny, matki i samego swojego życia. Sięgnął szybko po pistolet i załadował go. Wydał przy tym puknięcie. Ten sam Niemiec, który podszedł do kotary odwrócił się i niestety...zobaczył nogi chłopca.
- Spitzel! - wykrzyknął do towarzyszy.
Uczeń nie zrozumiał, ale wiedział, że chodziło im o niego. Wbiegł znowu za kotarę i wybiegł na drugą stronę dwie sekundy później. Schował się za ławką i zaczął strzelać. Kule zaczęły latać wszędzie. Chłopiec strzelił i trafił w nogę jednego z Niemców. Potem trafił drugiego celniej w głowę i ten padł martwy na ziemię. Chłopiec przeraził się na ten widok. Przestał strzelać. Schował się za ławkę. Zabił człowieka... W tamtej chwili nie liczyło się już, że to Niemcy - okrutni ludzie, którzy zabili jego ojca. To był człowiek. Tylko nadano mu nazwę, ale to nadal był człowiek. A on go zabił...
Uczeń rozpłakał się. Nie wiedział czy zrobił dobrze. Zabił w samoobronie, ale to nadal było zabójstwo. Niby w dobrej sprawie, ale... Niemcy nie podchodzili. Zbyt dużo kul latało, żeby się zbliżyli. Tylko strzelali. Chłopiec nadal siedział za ławką skulony. Po chwili postanowił co ma zrobić. "Dla ojca i matki" - pomyślał. Wstał i zaczął strzelać. Potem zaczął iść w kierunku Niemców. Chłopiec dostał w ramię, ale nie poczuł bólu - szedł dalej. Dostał w nogę i upadł. Nadal strzelał. Gdy poczuł ból w nodze krzyknął. Bolało go przeraźliwie, ale nadal strzelał, dopóki...skończyła mu się amunicja. "Nie teraz! - pomyślał. - Teraz mnie zabiją!" Niemcy podeszli do chłopca. Złapali go i pociągnęli na stół.
- Übersetzer! - krzyknął jeden z nich.Wtedy podszedł do nich inny Niemiec ubrany w garnitur. Niemiec krzyknął coś do niego - wtedy ten w garniturze zaczął mówić do chłopca po polsku. Nagle chłopcu ten głos zaczął się przypominać. Ale...to przecież niemożliwe! To był...jego ojciec! Chłopiec zaczął płakać i krzyczeć do ojca, że go nienawidzi.
Niemiec zdenerwował się i walnął pięścią w stół. Krzyknął znów coś po niemiecku i jeden z Niemców zaczął zdejmować swój mundur. Ojciec ucznia powiedział, żeby chłopiec ubrał się w ten mundur. Syn nie chciał, ale go zmusili. Potem wyszli z nim do schodów i dali pistolet. Na schodach stał profesor chłopca. Zaczął pytać cicho czy to uczeń. Do chłopca podszedł ojciec i powiedział cicho:
- Masz go zabić. W pistolecie jest jedna kula. Musisz strzelić do twojego profesora.
Chłopiec nie chciał, zaczął płakać. Za nic w życiu nie zabije swojego profesora, nawet gdyby mieli go zabić, ale Niemcy tylko wypchnęli ucznia na schody i patrzyli. Profesor zdziwił się. Pytał, czy to jego uczeń. Dziwił się, tym bardziej, że chłopiec celował do niego z pistoletu! Zaczął mówić, żeby chłopiec się nie wygłupiał. Ale uczeń tylko płakał i...podniósł kolbę pistoletu do swojej skroni i strzelił... Po szkole rozległ się huk. Niemcy nie zdołali powstrzymać chłopca przed tym krokiem. Chłopiec zabił się... Niemcy wzięli karabin i wyszli zza ściany. Zastrzelili profesora.
Taka jest legenda szkoły w Ostrowie. Kto wie, być może w ścianach nadal ukryte są pociski Niemców? Lub gdzieś na podłodze leży jeszcze choć jeden pocisk z pistoletu chłopca? Za to w szkole do dziś można czasem usłyszeć znikąd huki pistoletów. To odgłosy strzelaniny chłopca i Niemców. Duch ucznia, który się zabił nadal chodzi korytarzami tej szkoły, bo ma za zadanie pomagać nauczycielom, profesorom a także uczniom w nauce i zachowaniu. Dlatego gdy ktoś podłoży wam nogę w szkole nie myślcie, że to któryś z uczniów. To duch chłopca chce wam przypomnieć, żebyście się zachowywali dobrze.
Anna Senczyk
Szkoła Podstawowa w Rozkopaczewie
Jak powstał nasz kościół
Historia ta wydarzyła się dawno dawno temu. Wioska otoczona lasami, o miękkim bagiennym podłożu, liczyła niewielu mieszkańców. Była ona miejscem spotkań kupców i handlarzy. Mieszkańcy wioski prowadzili spokojny tryb życia, uprawiali ziemię i hodowali zwierzęta. W dzień targowy do niewielkiej miejscowości podążali ludzie z różnych stron świata, aby kupić lub sprzedać towar. Wraz z handlarzami zaczęli napływać ludzie, którzy zdecydowali się osiedlić w Ostrowie. Powstał sklep, karczma, cegielnia, młyn, wszystko to należało do Żydów. Oni wtedy byli najbogatsi. Cicha, spokojna wioska zamieniła się
w niebezpieczną osadę. Pewnego wiosennego, słonecznego poranka, przechodząc ścieżką chłop, koło bagna zauważył piękną niewiastę. Ubrana była w długą błękitną sukienkę. Nad jej głową błyszczała jasna aureola, pod jej stopami były gwiazdy, a w ręku trzymała różaniec. Zwróciła się z prośbą, żeby w miejscu, w którym jest ukazana powstał kościół.
Wieść ta rozeszła się po całej okolicy. Prośba tajemniczej niewiasty się spełniła. Trud ludzkich rąk i mozolna praca, doprowadziły do pobudowania niewielkiego, drewnianego kościółka w miejscu, którym ukazała się ta osoba. Drewniany kościół z biegiem czasu uległ zniszczeniu.
Sto lat później dziedzic z Berejowa, Brzeźnicy Bychawskiej i Babianki, Mikołaj Krzyniecki w miejsce drewnianego kościoła wzniósł się kościół murowany pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny i św. Wawrzyńca. Obraz Najświętszej Panienki, który od wielu lat słynie łaskami, uzdrowieniami, cudami, mieści się w głównym ołtarzu. Obecnie kościół jest remontowany.
Mateusz Chmielewski, kl. V
Szkoła Podstawowa im. Ks. Jana Twardowskiego w Kaznowie
Ostrów- miasto kolorowe
Nowoczesne i zadbane
Jezioro, park oraz drzewa
Sporo uliczek, sklepików małych
Zabytków mamy tu niewiele
Lecz piękne są ich stare dziej
Kościół barokowy i księży wielu
Ministrantów też wielu jest w naszym kościele
Centrum Kultury istnieje także
Osób wykształconych tu sporo, a jakże!
Bezdroża, Bobrówka, tereny spokojne
Zazwyczaj są tam uprawy rolne
I dużo lasów
I wiele zwierzyny
więc lasy tutejsze są najpiękniejsze
Ciągną się przez horyzont
Tworząc przepiękną krainę, przepiękną dolinę
Tutaj są same dobre mamy
Do Ostrowa zapraszamy!
Bartłomiej Słowik, kl. V
SP im. ks. J.Twardowskiego
w Kaznowie
Wizyta w Ostrowie z przyszłości
Pewnego razu gdy byłam u cioci, poszłyśmy do muzeum ,,Dynamic Earth”. Ciocia kupiła bilety i weszłyśmy do sali. Wszędzie były eksponaty związane z Ziemią i innymi planetami, na środku był ogromy hologram Ziemi. Zafascynowana tym podeszłam i zaczęłam się przyglądać, czytając tabliczkę przy eksponacie. Gdy zapoznałam się tekstem, obróciłam się z zamiarem dołączenia do cioci, ale nikogo nie zobaczyłam. Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony ze strachem w oczach. Niedaleko zobaczyłam windę, więc pewnie ciocia wjechała na piętro. Weszłam do windy, w której nikogo nie było, drzwi zamknęły się, ale nie wyczułam żadnego ruchu. Nagle winda zaczęła się trząść, wszędzie migały kolorowe światła, a przede mną pojawił się zegar, który w szybkim tempie kręcił wskazówkami.
Po chwili wszystko ustało, a drzwi się otworzyły.
Byłam w całkowicie innym miejscu! Nie w muzeum, tylko w jakimś mieście. Dookoła były wysokie szklane budynki, duży park z fontanną na środku i placem zabaw, na którym bawiły się dzieci, wesoło krzycząc. W tym mieście było dużo ogromnych sklepów, a po ulicy nie jeździły samochody, tylko latały w powietrzu. Przyglądałam się wszystkiemu ze zdziwieniem. Miejsce wydawało mi się znajome, ale chyba nigdy tutaj nie byłam. Przeszłam kilka kroków przed siebie i usiadłam na ławce, a w głowie miałam tyle pytań: „Gdzie ja jestem?”, „Który mamy rok?”, „Jakim cudem samochody latają?”. Posiedziałam jeszcze chwilę i postanowiłam znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Podeszłam do młodej brązowowłosej kobiety i zapytałam:
-Przepraszam, w jakim miejscu się znajdujemy?
-Jesteśmy w Ostrowie Lubelskim – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od komórki.
Oczy zrobiły mi się jak pięć złotych.
- A, który mamy rok?- zadaję ponownie pytanie.
Kobieta patrzy na mnie, jakbym się z choinki urwała, po chwili odpowiada:
- Mamy 2048 rok, a dokładniej 28 lipca.
-Dziękuję za odpowiedź.
Jak to się stało, że tu jestem?! To na pewno przez tę windę! Mam mętlik w głowie, jestem bardzo zdziwiona.
Postanawiam zwiedzić miasto i zobaczyć, jak bardzo się zmieniło. Najpierw idę zobaczyć moją szkołę. Patrzę na budynek z otwartą buzią. Jaki jest wielki! Z ogromnymi oknami i drzwiami...
Obchodzę szkołę dookoła i zatrzymuję się tam, gdzie powinien być Orlik, ale zamiast niego widzę ogromne trawiaste boisko do piłki nożnej, obok jest boisko do siatkówki, a jeszcze dalej budynek z napisem „Basen”. Idę dalej, patrząc na te ogromne wieżowce. Dochodzę prawdopodobnie do Urzędu Miasta. Pod względem rozmiaru nie zmienił się aż tak bardzo, jest tylko odrobinę większy, w kolorach czarnym, szarym i białym. Przyglądam się przez chwilę, po czym idę dalej. Spoglądam na przechodniów. Wszyscy na deskorolkach, które lewitują, zapatrzeni
w komórki lub tablety, nie patrzą, co się dookoła nich dzieje, deski ich prowadzą.
Nie spodziewałam się, że Ostrów kiedykolwiek będzie taki nowoczesny i wielki. Wszystko mi się podoba, tylko nie ludzie. Nie rozmawiają ze sobą, nie uśmiechają się, wszyscy zapatrzeni w elektronikę... W moich czasach na ulicach słychać rozmowy, widać uśmiechy, zdarzają się osoby wpatrzone w telefon, ale nie aż tak jak tutaj.
Gdy zwiedziłam chyba większą część Ostrowa, zaczęło się ściemniać. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie ja zanocuję? Przecież nikogo tutaj już nie znam. Postanowiłam się udać do parku, usiadłam na ławce i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam. Następnego dnia obudziłam się w mojej sypialni.
Czyli to był tylko sen? To się nie działo naprawdę? Przecież to było takie realistyczne! Wstałam i wyjrzałam przez okno, nie widziałam tych wysokich szklanych budynków ani samochodów, które latały. To był wspaniały sen, jednak cieszę się, że jestem u siebie. Nie potrafiłabym się odnaleźć w tym Ostrowie z przyszłości.
Julia Antonik,kl. II b gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Ostrów Lubelski za 30 lat
To było popołudnie. Wróciłem ze szkoły, poszedłem do mojego pokoju i zacząłem rozpakowywać plecak. Musiałem wcześniej niż zwykle zacząć odrabiać lekcje, ponieważ miałem bardzo dużo zadane. Podczas szukania książek zauważyłem dziwny, rzucający się w oczy notatnik, który nie był mój. W pierwszej chwili pomyślałem, że przez pomyłkę mogłem go zabrać komuś w szkole, ale tak nie było. Notatnik był pusty, nie było w nim nic napisane, oprócz jednej daty – 2048. Nie wydawało mi się to podejrzane, więc zamknąłem notatnik, nie wiedząc, jakie niesie to za sobą konsekwencje. Zamknięcie go spowodowało przeniesienie mnie do Ostrowa, ale nie takiego jaki mogłem widywać codziennie.
Po pewnym czasie zorientowałem się, gdzie dokładnie jestem i co najprawdopodobniej się stało.
Zerknąłem przez okno pobliskiego domu i ujrzałem kalendarz, który wskazywał rok 2048. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Choć było to nieprawdopodobne, przeniosłem się w czasie!
Po chwili namysłu i zebraniu myśli postanowiłem, że zwiedzę nowy Ostrów i zobaczę, co się zmieniło. Szedłem jedną z głównych ulic i podziwiałem z zachwytem nowoczesną architekturę Ostrowa. Zbudowano tu wiele nowych budynków, pojawiło się wiele atrakcji oraz ciekawych miejsc, które można było odwiedzić. Mijałem ogromne budowle, które, wzbite w górę, budziły niesamowity podziw, bo były o wiele wyższe od tych, jakie widzieć mogłem 30 lat wcześniej. Dało się zauważyć, że Ostrów przez te lata się rozwinął. Nie kryłem zdziwienia tym, że w przeciągu kilkudziestu lat wszystko tak bardzo mogło się zmienić. Mijające mnie nowoczesne i luksusowe auta tylko utwierdzały w tym przekonaniu.
Podczas mojej dalszej podróży po Ostrowie nic długo nie przykuwało mojej uwagi, ponieważ schematy budynków powtarzały się i powtarzały, aż nagle ujrzałem moją dawną szkołę. Oczywiście, zmieniła się nie do poznania, ale było tam zdecydowanie cicho, jak gdyby nikogo nie było. Postanowiłem to sprawdzić, lecz czekała mnie niespodzianka. Drzwi okazały się zamknięte. Pewna kobieta, która przechodziła również obok szkoły, podniosła głowę znad swojego telefonu i prychnęła śmiechem. Zapytałem ją:
-Co w tym zabawnego, że próbuję dostać się do szkoły?
-No a dlaczego Pan próbuje się tam dostać? Przecież i tak każdy teraz uczy się w domu, indywidualnie – odpowiedziała. Zrozumiałem, że szkół już nie ma. Młodzież uczy się w domu, a nie jak dawniej. Zdziwiło mnie, że postęp poszedł w tym kierunku, ale zrozumiałem to.
Krążyłem dalej po Ostrowie bez jakiegokolwiek celu. Mijałem ludzi, którzy wpatrzeni w swoje telefony, tablety, laptopy i całą inną technologię, skupiali się tylko na tym. Nie szukali żadnego kontaktu z innymi osobami, byli zapatrzeni jedynie w swoje urządzenia, wyglądali na smutnych i znudzonych życiem.
Zrozumiałem, że pomimo niesamowitego postępu, jaki dokonał się w tym mieście w tak krótkim czasie, ludzie nie są szczęśliwi. Przywykli do strasznej rutyny codziennego gapienia się w smartfony.
Podczas moich przemyśleń o Ostrowie z przyszłości nagle zza wysokiego budynku ujrzałem kogoś, kogo nawet przez te 30 lat nie byłbym chyba w stanie zapomnieć. Niebieskie auto z piskiem opon wjechało na skrzyżowanie, skręciło w moją stronę i powoli zaczęło hamować, aż do momentu, w którym się zatrzymało. Za jego oknem siedziała jedna z moich ulubionych nauczycielek sprzed
kilkudziesięciu lat – Pani Dorotka. Zatrzymała się koło mnie, wysiadła z samochodu i uśmiechając się od ucha do ucha, zadała mi pytanie, którego najbardziej się chyba w tamtej chwili obawiałem. Było to pytanie o tabliczkę mnożenia oraz wzór skróconego mnożenia. Z przytłoku emocji byłem zbyt zdenerwowany, aby odpowiedzieć na pytania, co panią bardzo zasmuciło i lekko poirytowało. Potrząsając głową, wsiadła z powrotem do swojego samochodu i odjechała. Zrozumiałem wtedy, że najprawdopodobniej Pani Dorotka się na mnie obraziła.
Po odjechaniu Pani Doroty usiadłem na pobliskiej ławce, trzymając w ręce notatnik, który przeniósł mnie 30 lat do przodu. Zastanawiałem się, w jaki sposób mogę wrócić do domu i czy jest to w ogóle możliwe? Otworzyłem go w miejscu, gdzie wcześniej widniała data 2048, lecz tym razem było tam napisane 2018.
Pomyślałem od razu, że kiedy go zamknę, to przeniosę się z powrotem do moich czasów. I tak się stało! Po trzaśnięciu stron notatnika, które zamknąłem nerwowo, stało się wreszcie to, czego oczekiwałem.
Z powrotem byłem w domu, w 2018 roku. Spojrzałem na tajemniczy notatnik i westchnąłem.
Od tej pory notatnik leży w odpowiednim i tylko mnie znanym miejscu, ale zawsze gdy chcę, mogę zrobić sobie małą wycieczkę i przenieść się o 30, 50 czy 100 lat oraz zobaczyć, co ciekawego przyniesie nam przyszłość.
Bartek Zalewski, kl. II a gim.
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Rozkopaczew, 17.02.2018
Szanowni Mieszkańcy Ostrowa Lubelskiego!
Na wstępie mojego listu chciałbym Was serdecznie pozdrowić.
Miałem okazję przenieść się wehikułem czasu do Ostrowa w 2048 r. W związku z tym chcę Wam opowiedzieć, jak Wasze miasto będzie wyglądało za 30 lat.
Okazuje się, że Ostrów jest największym miastem w województwie. Nie przypomina on już miejscowości sprzed 30 lat. Nowoczesne, ogromne budynki i sklepy to dla mieszkańców codzienność.
Pierwsze kroki skierowałem w stronę mojej byłej szkoły.
Nie miała on nic wspólnego z budynkiem, do którego uczęszczałem w przeszłości. Przede mną znajdował się tak ogromy obiekt, że nie było widać jego końca. Kiedy przekroczyłem próg szkoły, ujrzałem bardzo nowoczesne wnętrze. Znajdowało się tam wiele komputerów, robotów oraz wszelkiej elektroniki. Z każdej strony otaczały mnie ogromne korytarze, z których wchodziło się
do wielkich klas. Nie było tam tablic, ławek z dawnych lat, tylko nieznane mi do tej pory urządzenia. Moja ciekawość zaprowadziła mnie do obiektów sportowych. Było ich tak dużo, aby każde z nich zobaczyć, potrzebowałbym całego dnia.
Na zwiedzaniu szkoły minął mi cały dzień. Pełen wrażeń postanowiłem poszukać hotelu, aby przenocować. Było ich tak wiele, że nie miałem z tym najmniejszego problemu.
Następnego dnia ciekawy dalszych wrażeń, postanowiłem pójść dalej zwiedzać nieznany mi świat. Przemierzając ulicę, napotkałem ogromny stadion. Moja dociekliwość zaprowadziła mnie do wnętrza obiektu. Gdy ujrzałem ogromne trybuny i murawę, zaniemówiłem z wrażenia. Byłem bardzo ciekawy, jaka drużyna gra na tak wspaniałym boisku.
Postanowiłem spytać nieznaną mi osobę. Obca postać wyglądała zwyczajnie. Była ona wyższa niż ludzie z moich czasów.
-Dzień dobry.- zagadnąłem.
-Witam.-odpowiedział.
-Chciałbym Pana spytać, jaka drużyna tutaj gra?
- Gra tutaj klub z bogatą przeszłością. Jest nim Tajfun.
-A mógłby mi Pan o nim opowiedzieć?
- Tak, chętnie. Jestem ich trenerem. Odnieśliśmy wiele sukcesów. Zdobyliśmy kilka pucharów Ligi Mistrzów i wygraliśmy polską ligę.- opowiadał z dumą. Na końcu trener zaprosił mnie na mecz jego drużyny. Chętnie bym został, ale musiałem wracać do rzeczywistości. Wsiadłem do wehikułu i byłem już w 2018 roku.
Na końcu mojego listu chciałbym życzyć Wam, abyście przeżyli taką przygodę. Ja swojej nie zapomnę do końca życia.
Jeszcze raz serdecznie Was pozdrawiam.
Jakub Jóźwiak, kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
„Urzekła mnie Ostrowska Ziemia”
W tym roku obchodzimy 470. rocznicę istnienia naszego miasta. To bardzo dużo, bo ja skończyłem dopiero 10 lat. Ciekawe, jak to jest mieć aż 470 lat albo nawet 500. Skoro starsi ludzie są bardzo mądrzy, a nie mają nawet 100 lat, to co by było, gdyby mieli prawie 500? Spróbujcie sobie wyobrazić, co by się wtedy działo
Oj, to chyba nierealne, lepiej pomyślę, co można by było zmienić w naszym mieście, żebyśmy za 30 lat mogli tu mieć trochę jak w bajce. Nasze miasto ma ciekawą historię i świetną lokalizację do tego, by stworzyć wiele miejsc interesujących zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, więc może moje marzenia się spełnią. Kiedyś nie było komputerów, tabletów i telefonów komórkowych, a teraz nie wyobrażamy sobie funkcjonowania bez nich. Ciekawe, czy za 30 lat stworzą rzeczy, które teraz wydają się niemożliwe. Wyobraźcie sobie, że po całym Ostrowie ludzi wożą samochody kierowane przez komputer i nie ma w ogóle wypadków. Albo każdy ma specjalną drukarkę 3D, która robi zdrowe i pyszne dania, takie jak na obrazku. Może wtedy na stołówce szkolnej nie będzie kolejek, a rodzice będą mieli więcej czasu na zabawę z dziećmi.
Pewnie do tego czasu skończy się remont naszego zabytkowego kościoła. Jak wiecie, nasz kościół pochodzi z drugiej połowy XVIII wieku, więc prace remontowe w nim są bardzo drogie i trudne, ale warto wykorzystywać takie miejsce, żeby promować nasz region. Mamy w nim cudowny obraz Matki Bożej Ostrowskiej i relikwie św. Jana Pawła II. Znajduje się tam także zabytkowa dzwonnica, brama i kapliczki. Trzeba tylko stworzyć centrum turystyczne, jak w innych ważnych miejscowościach, gdzie przewodnicy w ciekawy sposób opowiadają o ważnych miejscach, ludziach, legendach i zwyczajach danego terenu. W takim centrum będzie można wypożyczyć np. rower albo rikszę, a może nawet dorożkę, by podróżując do ważnych miejsc w naszej gminie, podziwiać np. przyrodę.Na zdjęciach widziałem, że w Ostrowie było wiele bardzo starych domów budowanych przy ulicy. Dziś zostało ich niewiele i są niezamieszkałe, ale można by je wykorzystać bardzo fajnie. Ja urządziłbym je na wzór starych domów, jak w skansenie, a przewodnik robiłby w nich muzealne lekcje.
Słuchając o zwyczajach i starych zawodach ludzi mieszkających w naszej gminie dzieci mogłyby np. lepić różne rzeczy z gliny czy robić masło tak jak w dawnych czasach. W naszej piekarni wypiekany byłby nadal pyszny chlebek, który świetnie smakowałby z tym masełkiem. Zwiedzając dalej nasze piękne miasto, zobaczymy Krzyż Milenijny, a w parku obelisk poświęcony obrońcom wiary i ojczyzny. Chciałbym, żeby za 30 lat w naszym parku było takie miniaturowe centrum. Zbudowane tam zostaną miniaturki zabytków architektonicznych z naszych okolic. Oczywiście najciekawsze będą te, które już nie istnieją, jak np. młyn. Modele te będą pomniejszone, np. 25 razy. Przy każdym takim obiekcie będzie można przez słuchawki posłuchać interesujących wiadomości z przeszłości naszego regionu. Będzie to ciekawa lekcja historii zarówno dla mieszkańców, jak i turystów. Jadąc dalej, będzie nadal można zobaczyć kapliczki, a nawet wybrać się na dawny królewski gościniec. Dawniej tą drogą podróżował m.in. król Władysław Jagiełło. Ludzie będą nadal chętnie przyjeżdżać nad Bobrówkę, by odpoczywać, spacerując ścieżką przyrodniczą.
Bardzo podoba mi się nad Jeziorem Miejskim. Oczywiście, kiedyś będzie tam o wiele więcej atrakcji. Przydałyby się karuzele. Na pewno będzie istniał tam wodny plac zabaw. Na brzegu jeziora mógłby stać wielki statek ze zjeżdżalniami skierowanymi prosto do wody. Każdy będzie mógł się na nim poczuć jak kapitan. a dzięki podwodnej kamerze umieszczonej na dnie jeziora chętnie będziemy oglądać życie ryb i roślin. Oczywiście nadal można będzie uprawiać tam różne sporty i wędkarstwo. Historia jest bardzo ciekawa, ale nie każdy ją lubi, no i dla małych dzieci jest trudna. Ludzie są przyzwyczajeni do coraz nowszych, ciekawszych, szybszych i kolorowych rzeczy, więc żeby Ostrów był dla każdego interesujący, za 30 lat musi się stać bardziej nowoczesny. Powinno powstać tu centrum rozrywki i nauki. Skoro podróżowali tędy Jagiellonowie, a oni popierali rozwój nauki, to czemu my nie moglibyśmy stworzyć takiego miejsca w Ostrowie? Hm długo zastanawiałem się, jakby mogłoby wyglądać takie moje wymarzone miejsce. Na pewno będzie to bardzo duży budynek otoczony wielkim placem zabaw dla dzieci i sprzętami gimnastycznymi dla dorosłych.
Wewnątrz budynku będzie wiele interesujących urządzeń. Do każdego urządzenia będzie dołączony opis lub obrazek, by można było korzystać z nich bez problemu. Wszystkie eksperymenty naukowe będzie tam można wykonać samodzielnie. Zorganizujemy tam warsztaty i pokazy naukowe, więc super byłoby, gdyby znajdowało się blisko naszej szkoły, bo lekcje fizyki czy chemii byłyby dla uczniów ciekawsze. Wszyscy będą mogli np. sprawdzić, jak działa na człowieka prąd elektryczny czy wejść do środka kalejdoskopu oraz skonstruować np. robota. Dzieci, bawiąc się, będą robić różne doświadczenia np. z wodą. Zamontujemy też interaktywną podłogę, czyli różne gry ruchowe dla przedszkolaków. Bardzo chciałbym, żeby była tam także sala kinowa – oglądając film w specjalnych okularach, można będzie przenosić się np. w głąb Ziemi czy w czasy dinozaurów. Na dachu budynku zrobimy taras z ławkami i punkt widokowy. Oczywiście będzie tam też laboratorium, w którym będą prowadzone badania naukowe np. nad stworzeniem leku na raka albo nowoczesnego urządzenia, które wyłapuje zanieczyszczenia z powietrza.
Gdy dorosnę, chciałbym pracować właśnie w takim centrum lub w laboratorium i robić różne eksperymenty i doświadczenia. Myślę, że ludzie marzą o ciekawej pracy, więc wyjeżdżają do dużych miast, by móc robić to, co ich interesuje. Ja bardzo lubię mieszkać w Ostrowie i wolałbym tutaj pracować, dlatego chciałbym, żeby właśnie takie miejsce powstało w naszym mieście. Dzięki takim pomysłom rozwinie się turystyka, więc za 30 lat Ostrów będzie bardzo znany.
Gdyby ktoś pytał, co bardziej wolę: czy być w Ostrowie, czy nie?
To wolę nasze miasto, chociaż to nie jest wielkie Trójmiasto.
Tutaj wszystko wydarzyć się może, bo jest wesoło o każdej porze.
Nikt tu czasu nie marnuje i w Ostrowie się buduje.
Tutaj w swym traktorze rolnik pole orze,
kiedy nad Ostrowem słońce wstać już może.
Jest tu wiele sklepów, szkoła, Centrum Kultury, jezioro i rzeka.
A na każdym kroku przeszłości ślad na Was czeka.
I choć zimą śniegiem zasypane, nie aż tak jak Zakopane,
to przez mieszkańców jest bardzo kochane.
Gdy do nas przyjedziecie, szybko je polubicie.
Już teraz uśmiechnijcie się, bo w Ostrowie nie jest źle.
Marcin Matyjaszczyk, klasa 4b
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Podróż w czasie
Był kolejny upalny dzień lata. Wszyscy moi znajomi wyjechali gdzieś na wakacje, a ja siedziałam w domu i miałam wrażenie, że zaraz umrę z nudów. Jedyny pomysł, jaki przyszedł mmi do głowy, to pojechać nad jezioro. Wyjęłam mój rower z garażu i gdy tylko wyjechałam kawałek za bramę, usłyszałam dźwięk klaksonu samochodowego, a później poczułam tylko ogromny ból na całym ciele, który uniemożliwiał jakikolwiek ruch. Gdy moje oczy spowiła mgła, ból zaczął ustępować. Próbowałam otworzyć oczy jak najmocniej mogłam, lecz to było bezskuteczne działanie, cały świat oblała czerń. Gdy się obudziłam, przez dłuższą chwilę nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Pamiętałam, że wyjechałam rowerem na drogę, a później uderzył we mnie jakiś samochód. Dlatego nie mogłam pojąć, jakim sposobem leżałam koło płotu, nie czując żadnego bólu, jedynie delikatne mrowienie na plecach.
Gdy podnosiłam się z ziemi, wdawało mi się, że zauważyłam zmiany w otoczeniu. Przez całe życie wydawało mi się, że mieszkałam koło lasu, lecz teraz zamiast drzew obok mojego domu, który zresztą też wyglądał trochę inaczej, zauważyłam piękny, duży dom. Pomimo tych drobnych zmian nie chciałam zrezygnować z rowerowej wyprawy.
Gdy dojeżdżałam do Ostrowa, byłam już przekonana, że coś jest na pewno nie tak. Począwszy od nowej niedziurawej drogi, przez nowe, wysoki budynki, aż po kopalnie węgla. Miałam wrażenie, że zabłądziłam. Było to oczywiście niemożliwe, wiele razy jeździłam sama nad jezioro. Wyobraźnia zaczęła mi podpowiadać dziwne rzeczy. Na szczęście zdrowy rozsądek zaprzeczał i nie pozwalał wierzyć w podróże w czasie. Lecz dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Postanowiłam zapytać o datę, tak jak to robią w tych wszystkich filmach. Gdy tylko wjechałam do Ostrowa, od razu zauważyłam, że wszyscy ludzie chodzą z telefonem w ręku lub przy uchu.
Wszyscy byli jacyś tacy ponurzy. Ochota na pytanie kogokolwiek o cokolwiek od razu mi przeszła, ale ciekawość wygrała. Stwierdziłam, że zapytam starszego pana w okularach, który wyglądał jeszcze całkiem sympatycznie.
-Dzień dobry! Przepraszam, ale jaka dziś jest data?
- Dzień dobry. Dzisiaj jest 20 lipca. – gdy już miałam pytać o rok, staruszek dodał: - 2048 roku.
- Dziękuję.
Udałam się szybkim krokiem do miejsca, w którym był kiedyś mały park, a teraz pośród alejek rosły piękne drzewa, zaś wokół olbrzymiej fontanny zostały rozstawione ławki.
Na równo przystrzyżonym trawniku zostały umieszczone cudowne rabaty pełne pachnących kwiatów. Od natłoku myśli zaczęło mi się kręcić w głowie, nogi odmawiały posłuszeństwa, lecz tym razem świat nie stał się ciemną otchłanią.
Gdy już doszłam do jednej z ławek, usiadłam i po prostu zaczęłam płakać. Kiedyś bym się tak nie zachowała, ale teraz i tak nikt nie zauważy moich łez. Przecież wszyscy patrzą w ekrany. Musiałam jakimś sposobem wrócić do moich czasów! Miasto może i wyglądało ładniej i było dużo bardziej rozbudowane, ale co mi po tym, gdy nawet nie znam teraz rodziny? Siedziałam w tym parku aż do zmierzchu, myśląc, jakim sposobem się tu przeniosłam i jak mogę wrócić. Doszłam wreszcie do wniosku, że to zderzenie z samochodem mnie tu przeniosło. Ułożyłam też plan, dość ryzykowny, ale i tak nie miałam nic do stracenia.
Udałam się po rower, który z tych wszystkich emocji zostawiłam pod galerią. Jechałam w stronę miejsca, gdzie kiedyś był mój dom. Po ulicy jeździło pełno nowych samochodów. Ręce trzęsły mi się z nerwów i zalewał mnie zimny pot. Musiałam tylko pomóc szczęściu i mieć nadzieję, że właśnie tym sposobem przeniosę się znów trzydzieści lat wstecz.
Gdy jeden z samochodów zbliżał się z dużą prędkością, skręciłam kierownicą roweru. Ponownie usłyszałam dźwięk klaksonu. Znajomy ból przeszedł przez moje ciało. Ostatnie co widziałam, to były gasnące latarnie...
Natalia Bartkowicz, klasa II b gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Nasza Mała Ojczyzna
Ostrów to trawy zielone
Czasami przez poranną rosę odświeżone.
Ostrów to trawy dźwięczne,
Które śpiewają niczym ptaki na wietrze.
W Ostrowie mieszkają ludzie
mili i wspaniali,
którzy od zawsze sobie pomagali.
A Ostrów jest piękny
Niczym jeden z cudów świata.
Bo Ostrów to dom nasz,
to Ojczyzna nasza.
Wiktor Makara
kl. II a gimnazjalna
SP im. Jana Pawła II
Dziękujemy wszystkim młodym twórcom, których talenty i wyobraźnia pomogły ukazać piękno naszego regionu :)
PRACE NAGRODZONE W KONKURSIE
Szlakiem królewskim kiedyś jeździły karety-
teraz wiekowy „Walduś” niestety.
Wiktor Miciuła
Klasa III
SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
Wiersz wam teraz prezentuję Ludzie tutaj są weseli
dla Ostrowa Lubelskiego. humor wszystkim dopisuje.
Choć rysunków nie rysuję Mi znajomi powiedzieli,
tego miasta malutkiego, że to miejsce im pasuje.
to urzekła mnie ta ziemia,
w której król kiedyś zagościł.
Choć basenu tutaj nie ma Oliwia Wietrzyk, kl.I a
ani innych przyjemności, SP im. Jana Pawła II w Ostrowie Lub.
to kościółek stoi cudny
i jeziorko duże jest,
park też latem nie jest nudny
i w ogóle jest the best.